Wyrok już zapadł, ale egzekucja się odwleka. Tak można by podsumować aktualny stan batalii o uszczelnienie podatku od przychodów z kapitałów pieniężnych. Pod tym pojęciem kryje się danina, za której ojca uchodzi były minister finansów, a obecnie prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Rząd z coraz większym niepokojem obserwuje ekspansję lokat i kont oszczędnościowych o codziennej kapitalizacji, wprost reklamowanych przez banki jako antypodatkowe, a nawet „antybelkowe”. W resorcie finansów przygotowano w połowie roku projekt znowelizowania ordynacji podatkowej, który miałby uniemożliwić unikanie tego podatku, ale oszczędzających uratowały wybory.
Aby podczas kampanii nie dostarczać amunicji politycznym przeciwnikom, postanowiono zawiesić prace nad ustawą. Ale to jedynie odroczenie wykonania wyroku. Ministerstwo tylko czeka na zaprzysiężenie nowego rządu, aby jak najszybciej skierować projekt do prac sejmowych w ramach pakietu towarzyszącego nowemu budżetowi. Podatek od zysków z lokat, funduszy inwestycyjnych czy gry na giełdzie daje budżetowi ponad 2 mld zł rocznie. Póki jego omijanie dotyczyło tylko osób najsprytniejszych, nikt nie przejmował się istotną luką w ustawie. Ale gdy zaczęła ją wykorzystywać większość banków, sytuacja się zmieniła. Resort finansów w czerwcu informował, że już 13 proc. wszystkich depozytów w Polsce trafiło na lokaty lub konta z codzienną kapitalizacją. A w ostatnich miesiącach ten wskaźnik z pewnością znacznie wzrósł.
Będzie szczelnie
Na czym miałoby polegać uszczelnienie w sposobie pobierania tego podatku? Tajemnica tkwi w metodologii wyliczania daniny. W tej chwili kwota odsetek, doliczonych przez bank do rachunku, jest najpierw zaokrąglana do pełnego złotego. Następnie oblicza się z niej 19 proc.