Martyna Bunda: – 67-letnia kobieta pracująca na etacie przez osiem godzin codziennie to dobry pomysł?
Jacek Męcina: – Jeśli pyta pani o ogłoszone właśnie plany wydłużenia wieku emerytalnego, to odpowiem, że taka operacja jest konieczna. W innym razie mielibyśmy coraz większą lukę między wpływami a wydatkami systemu ubezpieczeń społecznych i coraz większe obciążenia pracujących. A w dłuższej perspektywie – krach systemu. A przedtem niekończące się podwyżki składek, podatków.
Inną kwestią są kłopoty tego systemu. Polska ma dziś jedną z najkorzystniejszych struktur demograficznych w Europie, a jednocześnie problemy z ubezpieczeniami społecznymi tak samo poważne jak w państwach, w których proces starzenia rozpoczął się na dobre. Teoretycznie nie powinniśmy mieć teraz takich problemów. Może więc warto przy okazji zadać sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego więc?
Głównie dlatego, że w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej wciąż ponosimy koszty transformacji społeczno-gospodarczej, na które nałożyły się inne procesy. 20 lat temu niepisanym kompromisem była zgoda na dezaktywację ogromnej liczby ludności, co utrwaliło skłonność do uciekania z rynku pracy, charakterystyczną dziś dla grupy pięćdziesięciokilkulatków. Wielu z nich wybiera strategię szukania dla siebie niszy w sytuacjach zagrożeń. A są one różne, począwszy od restrukturyzacji firm, a skończywszy na dyskomforcie psychicznym, którego doświadcza człowiek konfrontujący się z tym, że świat poszedł do przodu, a ludzie wokół zawodowo go przeskoczyli. Ta najbardziej oczywista nisza do schowania się przed zagrożeniem to do niedawna właśnie świadczenia: renta albo wczesna emerytura.
Ten mechanizm plus fakt, że jesteśmy krajem pozbawionym systemów wsparcia w opiece nad dziećmi czy osobami starszymi, przekładają się na niekorzystne wskaźniki aktywności zawodowej.