Sól jako surowiec nie jest zbyt wiele warta, ale da się zagospodarować miejsca po jej wydobyciu. W porównaniu ze zbiornikami na powierzchni ziemi kawerny solne są nie tylko tańsze w budowie i eksploatacji, ale także niewrażliwe na kataklizmy czy ataki terrorystyczne i nie ingerują w krajobraz. Sól nie wchodzi też w reakcję z węglowodorami ani z gazem, nie ma więc obaw o jakość magazynowanych surowców.
Jednak na skalę przemysłową tę technologię stosuje niewiele krajów: USA, Kanada, Francja, Niemcy, Wlk. Brytania, Dania, Portugalia i Polska. Jedną z przyczyn jest geologia – trudno zbudować magazyn kawernowy bez odpowiednich warstw soli.
W Polsce nie mamy tego problemu. Mieszkamy na terenach, gdzie w permie, 250 mln lat temu, szumiało morze. Klimat był wtedy gorący – morze szybko parowało. W lagunach tworzyły się grube pokłady produktów wysychania: soli kamiennej, gipsu, anhydrytu i soli potasowo-magnezowych. Po pewnym czasie były one przykrywane przez kolejne warstwy skał osadowych, a na skutek ruchów tektonicznych zanurzone na głębokość kilku kilometrów. Wtedy sól, poddana ciśnieniu setek atmosfer, wszędzie tam gdzie natrafiła na słabsze, spękane skały, strzelała ku powierzchni. Powstały wielkie struktury pionowe, zwane wysadami solnymi. Ich szerokość sięga 30 km, a wysokość nawet 7 km. W naszym kraju jest ich ponad 50, ciągną się szerokim pasem od Szczecina, poprzez Pomorze, po okolice Łodzi.
Technologia wykonania kawerny jest dosyć prosta. Trzeba wywiercić otwór, zabezpieczony stalowymi rurami, aż do pokładu soli, a potem tłoczyć do niego wodę, która powoli zacznie rozpuszczać sól – to tzw. ługowanie komór. Drugą rurą odbiera się powstałą solankę i kieruje do zakładu przetwórczego (najlepiej) lub do morza. Tak wydobywa się sól w kopalniach Góra i Mogilno.