Portugalia
Wieczorami, na małej uliczce niedaleko placu króla Pedro IV w centrum Lizbony, zaczyna się specyficzne polowanie. Kelnerzy z okolicznych restauracji nie czekają bezczynnie na gości. Jedni natarczywie zaczepiają zamożniej wyglądających przechodniów, inni rozdają ulotki, jeszcze inni podtykają w biegu otwarte karty dań i zachwalają specjalności zakładu. Zadanie mają niełatwe, bo turystów poza sezonem niezbyt wielu, a dla miejscowych nadeszły naprawdę ciężkie czasy. Kryzys w pełni: płace spadają, nie ma pracy.
Jakby mało było dotychczasowych problemów, portugalski parlament drastycznie podniósł podatek VAT na jedzenie w restauracjach. Wcześniej do rachunku trzeba było doliczyć 13 proc., a teraz aż 23 proc. I jak tu nagabywać przechodniów, którzy boją się teraz nawet myśleć, ile zapłacą za dobry obiad z owoców morza – specjalność wielu restauracji na uliczce noszącej dumną nazwę Rua das Portas de Santo Antăo.
Portugalia to dobry przykład tego, co czeka wielu Europejczyków w tym roku. Dotychczasowe oszczędności okazały się za małe, więc nowy rząd, aby spełnić przyrzeczenia dane MFW, zaoferował swojemu krajowi budżet, jakiego wielu Portugalczyków nie wyobrażało sobie nawet w najgorszych koszmarach. Podwyżka VAT na wiele produktów i usług to tylko początek. Jedynie żywność pozostanie objęta obniżoną stawką. W innych przypadkach, podobnie jak w restauracjach, trzeba będzie doliczać do rachunku 23 proc. Drastyczne cięcia rząd zaordynował budżetówce. Zamiast masowo zwalniać, wybrano inny wariant – większość pracowników nie dostanie dodatku wakacyjnego i świątecznego, odpowiedników 13 i 14 pensji.