Karty lubią klienci, ale właściciele sklepów, zwłaszcza małych, ich nienawidzą. Prowizje w handlu spożywczym są dzisiaj niskie, konkurencja ostra. Opłata kartą oznacza, że przy drobnych rachunkach sprzedający w wielu przypadkach zamiast zysków liczą straty. Mają nadzieję, że wybierzemy przynajmniej prostą kartę debetową. Najczarniejszy dla nich scenariusz to taki, gdy kupujący zamiast Visy Electron czy Maestro wyciąga z portfela ekskluzywną kredytówkę. Wówczas koszty dla sprzedawcy są największe, zyski topnieją lub zamieniają się w straty.
Konflikt między polskimi handlowcami a bankami i organizacjami płatniczymi trwa od dawna. Jego powodem jest spór o wysokość opłaty interchange ponoszonej przez sprzedawców na rzecz banków, wystawców kart i właścicieli terminali. Opłata interchange jest w Polsce wyjątkowo wysoka. Spór na ten temat stał się jeszcze ostrzejszy, gdy Narodowy Bank Polski w swoim raporcie porównał wysokość interchange w różnych krajach Unii Europejskiej. Wniosek był frustrujący – ta prowizja w Polsce jest najwyższa spośród 27 krajów wspólnotowych i wynosi przeciętnie aż 1,6 proc. wartości transakcji. Średnia unijna to 0,7 proc. Nawet kraje naszego regionu, jak choćby Czechy czy Węgry, mają wyraźnie niższy interchange. Dlaczego?
Gra o duże pieniądze
Najpierw banki i organizacje płatnicze powtarzały, że w Polsce dopiero buduje się system nowoczesnych rozliczeń i trzeba znaleźć pieniądze na ten cel. Wysokie stawki opłaty interchange tłumaczono naszym zacofaniem technologicznym. Przekonywano handlowców, że jeśli teraz zainwestują w terminale i ścierpią wysokie wydatki na ich utrzymanie, to klienci z gotówki masowo przerzucą się na karty.