Joanna Solska: Jest pani uzależniona?
Elżbieta Bieńkowska: Od opium absorpcji? Nie.
To określenie prof. Jerzego Hausnera, który ma rządowi za złe, że jego jedynym celem jest wydać jak najwięcej unijnych pieniędzy. Brakuje natomiast refleksji: na co?
Tak do niedawna było, także wtedy gdy prof. Hausner był wicepremierem. Rozwój planowano „pod środki”, zamiast najpierw stworzyć wizję, co chcemy zmienić, a potem zastanowić się, w jakiej części może ona być realizowana za pieniądze z Unii. Bez szerszego horyzontu planów. My taki horyzont stworzyliśmy. Skończyliśmy z chaosem, uporządkowaliśmy bałagan, zamiast kilkudziesięciu strategii dziś mamy dwie ogólne i dziewięć tzw. zintegrowanych, obejmujących obszary kluczowe z punktu widzenia rozwoju kraju. Narysowaliśmy czytelną mapę drogową co najmniej do 2020 roku.
Opozycja także rozlicza panią jedynie z tego, ile już wydaliśmy. I dlaczego tak mało, można było wycisnąć więcej.
W dyskursie politycznym liczy się tylko to. Na tym najlepiej znają się politycy, tylko to budzi zainteresowanie mediów. Największe wtedy, gdy mogliśmy wziąć więcej, a nie wzięliśmy. A ja, gdy tu przychodziłam, postanowiłam, że nie będę tylko kasjerem. Jeśli istnienie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego ma mieć sens, to tylko wtedy, gdy będzie się tutaj ten rozwój planować. Dzięki takiemu podejściu kiedyś powstała Gdynia i Centralny Okręg Przemysłowy.
To gdzie ta Gdynia? Wydaliśmy już 300 mld zł!
Rośnie, wkrótce ją zobaczymy. Dla nas data otwarcia Euro 2012 nie była momentem, do którego wszystko musi być gotowe. Polska ciągle jest w budowie. Najwięcej wydaliśmy na infrastrukturę: drogi, lotniska, dworce.