Każdy iluzjonista wie, że najłatwiej wprowadzić widzów w błąd, skupiając ich uwagę na jakimś efektownym rekwizycie. Wówczas nie zwrócą uwagi na to, co naprawdę robi magik. W Amber Gold takim rekwizytem była sztabka złota. Przyciągała uwagę, budziła pożądanie i szacunek, była wytłumaczeniem, skąd się biorą wyjątkowe zyski. Choć firma padła, a policja prowadzi śledztwo, na stronie internetowej Ambera wciąż można znaleźć fachowe analizy rynku złota, przekonujące, że taka inwestycja to gwarancja nadzwyczajnych zysków, bo przecież kruszec musi drożeć.
W rzeczywistości nic nie drożeje w nieskończoność. Nawet złoto, którego cena po fazie wzrostu od dłuższego czasu ustabilizowała się, a nawet nieco spada. Jak wyliczyli analitycy, od listopada 2011 r. do każdego powierzonego przez klienta tysiąca złotych Amber musiałby dopłacić 200 zł, by zapewnić obiecywane w reklamach zyski.
Mimo to pracownicy parabanku nie mieli kłopotów z przekonywaniem klientów o cudownych możliwościach złota. Podobnie jak wiele innych instytucji sprzedających dziś prawdziwy kruszec w postaci sztabek lub monet bulionowych (czyli takich, które nie są środkiem płatniczym, a jedynie formą przechowywania złota). Mennica Polska, spółka giełdowa i największy polski producent złota inwestycyjnego, w reklamach przekonuje, że działa oficjalnie i legalnie, sprzedaje złoto w postaci fizycznej, a nie sam papierowy certyfikat. Wyraźnie obawia się złej atmosfery, jaką wywołał skandal Amber Gold. „W niepewnych czasach kryzysu wielu inwestorom nie wystarcza już przechowywanie kapitału w formie akcji giełdowych czy funduszy inwestycyjnych. Dlatego Mennica Polska proponuje Państwu najstarszą, sprawdzoną przez wieki formę pomnażania pieniędzy – inwestycję w złoto” – kusi na stronie internetowej.