Z punktu widzenia wierzyciela upadłość jego dłużnika to sytuacja fatalna, ale o tyle dobra, że daje szansę na odzyskanie choćby części niezapłaconych należności. Sąd nie ogłosi bankructwa, gdy nie ma tzw. masy upadłościowej, czyli kasa wierzyciela jest pusta. I taka sytuacja jest najgorsza, a w naszej gospodarce występuje najczęściej. Gdy jedni drugim nie płacą rachunków, gospodarkę zaczynają dławić zatory płatnicze. Rośnie grono firm, które bezskutecznie czekają na należne im pieniądze. Ponad 20 proc. zaległych płatności przeterminowane jest o około 30 dni, ale aż 60 proc. nawet o 3 miesiące, a 5 proc. – o rok.
Grupa posłów Platformy Obywatelskiej, pod egidą Adama Szejnfelda, właśnie złożyła w Sejmie projekt ustawy, która ma się z zatorami rozprawić w sposób rewolucyjny. – Rewolucja nie pociągnie za sobą ofiar i nie uszczupli wpływów do budżetu – zapewnia Adam Szejnfeld. Ministerstwo Finansów, na razie nieoficjalnie, nie jest tego jednak takie pewne.
Obecnie ofiarą nierzetelnego dłużnika jest jedynie jego wierzyciel, bezskutecznie czekający na pieniądze. To właśnie ten, kto towar sprzedał i ciągle nie otrzymał zapłaty, musi od tej niezapłaconej sumy zapłacić VAT i podatek dochodowy. Budżet państwa dostaje „swoje”, tyle że z kasy wierzyciela. Zatory płatnicze bezpośrednio więc wpływów do budżetu nie uszczuplają. Natomiast firma uczciwa traci dwukrotnie. Raz przez to, że nie dostaje zapłaty, która jej się należy, dwa – że od tej zapłaty musi jeszcze odprowadzić podatek. Czyli wierzyciel kredytuje budżet. W dodatku taki stan rzeczy wręcz zachęca dłużnika do niepłacenia. Obecne przepisy premiują niepłacących, pozwalając im wliczyć w koszty uzyskania przychodu niezapłacone przez nich rachunki. Zamiast brać drogi kredyt, lepiej zwlekać z zapłatą.
Projekt posłów PO usiłuje ten mechanizm odwrócić. Zwalnia wierzyciela z płacenia podatku od sum, których w rzeczywistości nie otrzymał. Ale dłużnikowi zabrania wliczyć sobie niezapłaconą fakturę w koszty, co ma go dyscyplinować, zapłaci bowiem większy podatek. To właśnie ten „kruczek” ma zapewnić, że budżet na nowych przepisach nie straci. Takim przepisom wszyscy przedsiębiorcy mogliby tylko przyklasnąć, zatory powinny rzeczywiście zmaleć. Jest jednak jedno „ale” – czy urzędy skarbowe, surowe wobec uczciwych i poszkodowanych przedsiębiorców, będą potrafiły nowe przepisy wyegzekwować również od tych niesolidnych? Jeśli nie, budżet może stracić. Sprawa Amber Gold pokazała indolencję gdańskiej skarbówki. Reakcja ministra finansów na projekt kolegów z jego własnej partii będzie testem, który pokaże, co o całym aparacie fiskalnym myśli naprawdę jego szef.