Warszawa, centrum miasta, punkt zakładów bukmacherskich Fortuna. Na drzwiach informacja o zakazie wstępu dla niepełnoletnich. W środku trzech stałych bywalców i jeden nowicjusz. W telewizji transmisja z tenisowego turnieju WTA w Linzu, w głębi pomieszczenia na monitorze informacje o wynikach drugiej rundy męskiego turnieju w Szanghaju, na tablicy flamastrem nabazgrane inne aktualne rezultaty.
Tenis nie budzi większych emocji. W przeciwieństwie do futbolu – za pasem kwalifikacyjne spotkania do mundialu w Brazylii. Nowicjusz obstawia za 100 zł zwycięstwo Portugalii w wyjazdowym meczu z Rosją, prowokując dyskusję. Jeden z bywalców (wiek średni, ubiór niedbały, na głowie sprana dżinsowa cyklistówka) jest przekonany o wyższości drużyny rosyjskiej, czemu daje wyraz w swoim zakładzie skumulowanym za 50 zł (6 meczów; w puli prawie 400 zł). Zwycięstwo Rosjan nie podlega dla niego żadnej dyskusji, co irytuje kolejnego klienta (wiek średni, wygląd co najmniej wczorajszy, chrapliwy głos), który twierdzi, że jeśli o zakłady chodzi, pewne jest tylko jedno: jak Włochy grają z Italią, to wygra makaron...
Wabik dla typera
Emocje towarzyszące typowaniu w kolekturach to jest małe miki, twierdzi gracz internetowy przedstawiający się jako Iwan: – Internet bije na głowę stacjonarnych buków, jeśli chodzi o bogactwo oferty i elastyczne zmiany kursów. Poza tym furorę robią zakłady na żywo – wyniki można obstawiać praktycznie do ostatniej chwili wydarzenia. Wiadomo, że jak w decydującym secie meczu tenisowego jest 5:0 w gemach i 40:0, to kurs wynosi jeden do jednego.