Mikołaj Budzanowski, minister Skarbu Państwa i współtwórca programu Inwestycji Polskich, obrusza się, słysząc, że pomysł zdobycia kapitału potrzebnego do realizacji publicznych inwestycji może się opierać na finansowym triku. Nic z tych rzeczy. To nie jest koncepcja zaczerpnięta z podręcznika ekonomii alternatywnej ani tym bardziej projekt stworzenia Banku Zbożowego Nikodema Dyzmy, jak już zdążył to zrecenzować PiS. Wszystko jest policzone i ma solidny fundament rynkowy.
Kluczem do zrozumienia pomysłu są dwa słowa: dźwignia finansowa. To znane narzędzie biznesowe, nazywane także lewarem, wykorzystywane przez inwestorów giełdowych i przez spółki, polega na finansowaniu się długiem. Każdy właściciel firmy dobrze wie, że jeśli ma określony kapitał, może pożyczyć odpowiednio większą kwotę do zrealizowania planowanego przedsięwzięcia. Jego wiarygodność, kapitał i pomysł stanowią podstawę, na której oparta zostanie dźwignia, czyli kwota pozyskanych środków. Jej przełożenie, czyli stosunek kapitału własnego do pożyczanego, zależy od potrzeb zainteresowanego i jego wiarygodności. Jest tylko jeden warunek: żeby lewarowanie się opłaciło, przedsięwzięcie musi przynieść odpowiednio wysoki zysk.
– W przypadku programu Inwestycje Polskie wszystkie projekty będą przechodziły szczegółową, profesjonalną analizę i muszą zapewniać odpowiedni poziom rentowności – przekonuje minister Budzanowski. – Kredyty będą udzielane na zasadach rynkowych. Nie będzie wydawania pieniędzy tylko po to, żeby realizować czyjeś zamówienie polityczne.
Skąd jednak będą pochodziły pieniądze? Właśnie z owej dźwigni finansowej. Skarb Państwa dokapitalizuje Bank Gospodarstwa Krajowego, a ten pożyczy na rynku finansowym (emitując np. obligacje) odpowiednio duże pieniądze.