Zanim Mitt Romney przegrał ostatnie wybory prezydenckie w USA, wielokrotnie musiał tłumaczyć, dlaczego płaci niskie podatki, chociaż jest nieprzyzwoicie bogaty. Podejrzewano go o wykorzystywanie luk w prawie, ale kandydat republikanów odmawiał ujawnienia podatkowych zeznań. We wrześniu anonimowy internauta groził, że wszyscy Amerykanie poznają podatkowe formularze Romneya i jego żony, jeśli polityk nie zapłaci mu miliona dolarów. Okup miał zostać przelany za pomocą tzw. bitcoinów. Wkrótce potem w stanie Tennessee aresztowany został niejaki Michael Brown, podejrzany o szantażowanie republikańskiego polityka. Brown do winy się nie przyznał, a do internautów apelował o pieniądze na obronę dobrego imienia. Nie precyzował, w jakiej walucie.
Bitcoin ma na razie krótką i burzliwą historię, a wykorzystanie go do politycznego szantażu przyniosło mu jeszcze większy rozgłos. Istnieje zaledwie cztery lata, wyłącznie w przestrzeni wirtualnej. Nie ma też, jak na razie, znanych planów emisji monet i banknotów.
Pieniądz przyszłości
Projekt utworzenia bitcoinów powstał na początku obecnego kryzysu finansowego, a kolejne zawirowania tylko przysparzają mu zwolenników. Chaos na Cyprze też mocno zwiększył zainteresowanie bitcoinami, zwłaszcza na południu Europy, gdzie ludzie coraz mniej ufają tradycyjnym bankom i szukają lepszych sposobów przechowywania oszczędności. Chociaż jest tylko wirtualnym zapisem ciągu znaków, to na całym świecie przybywa osób, które właśnie w nim widzą pieniądz przyszłości, wolny od części wad tradycyjnych walut.
Sam pomysł na bitcoiny wziął się z nieufności wobec rządów i banków centralnych.