W przededniu smoleńskiej rocznicy trwa zażarty spór o przyczynę katastrofy: czy był to zamach czy też efekt polskiego bałaganu i bylejakości. Stawiam na bałagan, a upewniają mnie w tym ostatnie wydarzenia związane z gazociągiem Jamał II. Rosyjska deklaracja o powrocie do budowy gazowej rury przez terytorium Polski i podpisanie przez polskiego prezesa EuRoPol Gazu oraz szefa Gazpromu listu intencyjnego w tej sprawie, dostarczają kolejnego dowodu, że nawet w tak wrażliwych kwestiach jak polityka energetyczna i stosunki polsko-rosyjskie, panuje u nas kompletny chaos. Nikt o niczym nie wie, każdy mówi i robi co mu przyjdzie do głowy.
Nikt nic nie wie
Sytuacja w której premier dowiaduje się o całej sprawie od dziennikarzy, a minister skarbu na pół dnia znika, żeby się czegoś dowiedzieć, wydaje marne świadectwo tajnym i jawnym służbom informacyjnym, które powinny wiedzieć o sprawach, które przecież nie są dziełem konspiratorów. Świadczy też o fatalnym przepływie informacji między resortem skarbu państwa i strategicznymi spółkami.
Z naszych informacji wynika, że wiadomość o przygotowywanym liście intencyjnym wyszła z PGNiG (które jest akcjonariuszem EuRoPol Gazu) do Ministerstwa Skarbu Państwa jeszcze w marcu. Wygląda na to, że ani w PGNiG ani w MSP nikt nie przeczytał tej informacji, bo każdy, kto by to zrobił, zdałby sobie sprawę z jej politycznego znaczenia. Nic nie dotarło więc do ministra Budzanowskiego ani do premiera. Taka jest przynajmniej wersja oficjalna
Prezes EuRoPol Gazu Mirosław Dobrut przed wylotem do Petersburga gdzie podpisał list intencyjny, spotkał się z ministrem gospodarki Januszem Piechocińskim, ale wicepremier też widać do końca nie zrozumiał o co prezesowi chodzi, bo w ślad za nim poleciał do Petersburga i tam dopytywał się u szefa Gazpromu o szczegóły.