Rynek

Kto do nas zapuka?

Jak państwo przyjazne obywatelowi stało się pułapką

To samo państwo, które tworząc złe przepisy, wpędza coraz więcej ludzi w kłopoty, oczywiście nie pomaga się z nimi uporać. To samo państwo, które tworząc złe przepisy, wpędza coraz więcej ludzi w kłopoty, oczywiście nie pomaga się z nimi uporać. geografika / PantherMedia
Prawie dwa lata temu państwo postanowiło „kulturę zaświadczeń zastąpić kulturą oświadczeń”. Okazać obywatelom więcej zaufania. Zrobiło się i śmieszno, i straszno.
Polskie prawo, nawet w oczywistych przypadkach braku znamion prowadzenia działalności gospodarczej, czyni urzędnika fiskalnego bezsilnym.John Kuczala/Getty Images/FPM Polskie prawo, nawet w oczywistych przypadkach braku znamion prowadzenia działalności gospodarczej, czyni urzędnika fiskalnego bezsilnym.

Tylko w jednej stołecznej dzielnicy, na Woli, jest 16 adresów małych mieszkań, w których zarejestrowano po kilkaset firm w każdym. Rekordzista na 15 m kw. zmieścił 526 przedsiębiorstw. Bez tłoku i kłopotu. Biznesmeni w ogóle nie zajmują miejsca. Nie mają biurek, regałów ani żadnych dokumentów. Tylko adres. W całej Warszawie takich adresów jest już ponad 200. Urzędnicy skarbowi nazywają je wirtualnymi biurowcami. Funkcjonują jak najbardziej legalnie. – W innych krajach Unii prawo precyzuje, co to jest „siedziba firmy”, na przykład muszą się w niej odbywać posiedzenia zarządu albo znajdować jej dokumenty. W polskiej wersji przepisów o tej definicji zapomniano – zauważa Hanna Olczyk, naczelnik Urzędu Skarbowego na Woli.

Dotyczy to głównie stolicy, która stała się mekką dla przedsiębiorców. W Warszawie na głowę jednego urzędnika skarbowego przypada około 20 tys. przedsiębiorstw. W prowincjonalnych urzędach jest ich o wiele mniej, podatnicy są więc częściej kontrolowani. W stolicy najłatwiej się schować – uważają urzędnicy.

Dom bez adresu

Kiedy firmy ze swojego regionu zaczął sprawdzać śląski Urząd Kontroli Skarbowej, to w ciągu zaledwie trzech miesięcy wykrył 40 tys. fałszywych faktur. Faktury wystawiają fikcyjne firmy, tak zwane słupy. Poświadczają sprzedanie odbiorcy nieistniejącego złomu, stali czy betonu. Po to, by ten mógł zwrócić się do fiskusa po zwrot podatku VAT. Jeśli dostawy są prawdziwe, państwo zwraca podatek, który wcześniej otrzymało. Słupy tworzy się po to, by wyłudzić VAT, którego nikt wcześniej nie zapłacił. Ich rola polega na wyprodukowaniu faktur na jak największe sumy. Potem mają zniknąć.

Po nalocie śląskiej skarbówki na nieuczciwych biznesmenów na Śląsku wiele firm słupów przeniosło się do Warszawy. Zarejestrowały się właśnie w wirtualnych biurowcach. Nie składają sprawozdań finansowych, nie płacą podatków. Ponieważ jednak te adresy są już urzędnikom fiskalnym dobrze znane, kontrole pojawiają się dość często. Małgorzata Satora z urzędu na Woli może mówić o sukcesie, jeśli w ogóle zostanie wpuszczona do takiego lokalu. Właściciela kawalerki może przecież nie być w domu. Dowie się, że firma w swojej „siedzibie” nie ma żadnego majątku ani dokumentów. Polskie prawo, nawet w oczywistych przypadkach braku znamion prowadzenia działalności gospodarczej, czyni urzędnika fiskalnego bezsilnym. Może co najwyżej wysłać wezwanie, którego prezes fikcyjnej firmy i tak nie odbierze.

A ponieważ przy każdej kontroli wirtualnego biurowca powtarza się ten sam scenariusz, fiskus ma procedurę opracowaną na tę okoliczność. Zawiadamia Krajowy Rejestr Sądowy, że pod wskazanym adresem przedsiębiorstwo nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej. – Wtedy sąd wykreśla z rejestru... ulicę i numer domu, w którym została zarejestrowana – mówi Sylwester Kiełbiowski, zastępca Urzędu Skarbowego na Woli.

Takie śmieciowe firmy zbiera III Urząd Skarbowy Śródmieście. Po co? Może w sprawie niezapłaconych podatków ścigać prezesa. Jeśli jego adres zameldowania również nie był fikcyjny. Od 2016 r. nawet to stanie się niemożliwe, znika przecież obowiązek meldunkowy.

Zwiększone, choć nieefektywne, zainteresowanie fiskusa spowodowało, że od mniej więcej roku słupy gwałtownie się decentralizują. Wyprowadzają się z wirtualnych biurowców – ich siedzibami, w których się rejestrują, stają się domy i mieszkania nieświadomych niczego osób. Przyjazne przedsiębiorcom państwo postanowiło bowiem przedsiębiorcom zaufać. I – jak mówią politycy – „kulturę zaświadczeń zastąpić kulturą oświadczeń”. Obywatele cieszą się, że władza przestaje ich traktować jak potencjalnych złodziei. Niestety, nie wszyscy. Mnożą się ofiary oszustów, którzy tego zaufania nadużywają.

W praktyce oznacza to bowiem, że oszust rejestruje w urzędzie gminy działalność gospodarczą pod wskazanym przez siebie, dowolnym adresem. Już nie musi pokazywać umowy ani żadnego innego prawa do lokalu, który stanie się siedzibą jego firmy. Wystarczy tylko znać cudzy adres. I mieć nadzieję, że skarbówka tak szybko do niego nie trafi.

Adres bez domu

Oto prawdziwa historia. Panią P. w jej własnym domu pod Warszawą obudził rano dzwonek do drzwi. Dobijał się windykator, który – w imieniu jednego z banków – przyjechał skłonić właściciela i prezesa firmy Darex do spłaty zaciągniętego kredytu. W ten sposób właścicielka domu dowiedziała się, że od prawie roku jest on siedzibą nieznanej jej firmy. A ponieważ od lat sama również jest przedsiębiorcą, udała się do urzędu gminy, który tę informację potwierdził. Urzędnik dodał, że Darex zajmuje się handlem komputerami, ale danych właściciela ujawnić nie może.

Państwo, które tak ufa przedsiębiorcy rejestrującemu firmę w cudzym mieszkaniu, nie ufa jednak w takim samym stopniu jego właścicielowi. Żeby nie wiem ile złożył oświadczeń czy nawet zaświadczeń, że wspomniana firma nie prowadzi w jego lokalu żadnej działalności, urząd gminy, który ją zarejestrował, wykreślić fikcyjnego przedsiębiorcy z rejestru nie może. Nie może tego zrobić nawet Ministerstwo Gospodarki, które prowadzi centralny rejestr zajmujących się działalnością gospodarczą. MG o tyle jednak poszło pani P. na rękę, że obiecało dwukrotnie wysłać do siedziby firmy Darex urzędowe pismo. Jeśli firma go nie odbierze, zostanie z rejestru wykreślona.

Hanna Olczyk z wolskiego Urzędu Skarbowego radzi pani P. na tym jednak nie poprzestawać. Jeśli Darex nie płaci także podatków, a wszystko na to wskazuje, do jego siedziby zawitać także może komornik sądowy. Innym osobom, które z podobnym kłopotem zwracają się do urzędu (przypadków rejestrowania firm w cudzych domach jest coraz więcej), Hanna Olczyk radzi, by zawiadomiły policję oraz prokuraturę. Muszą się bowiem liczyć z tym, że do ich domu pukać będą inne poszkodowane przez fikcyjną firmę osoby. – Na przykład klienci oszusta – ostrzega Kamil Pluskwa-Dąbrowski, prezes Federacji Konsumentów. Jeśli np. wysłali na wskazane konto zaliczki na zakup komputerów, których nigdy nie otrzymali.

Do właścicielki domu powinien też zapukać urzędnik z gminy, która lewą firmę zarejestrowała. Podatek od nieruchomości, w której prowadzi się działalność gospodarczą, jest kilkadziesiąt razy wyższy niż w przypadku lokalu mieszkalnego. Pani P. będzie się też tłumaczyć, dlaczego firma Darex korzystała z jej domu bez umowy.

To samo państwo, które tworząc złe przepisy, wpędza coraz więcej ludzi w kłopoty, oczywiście nie pomaga się z nimi uporać. Policja, zawiadomiona przez panią P. o zarejestrowaniu w jej domu fikcyjnej firmy, odpowiedziała, że „nie dostrzega znamion przestępstwa”. Oszust posłużył się przecież tylko jej adresem. Smaczku sprawie dodaje fakt, że właściciel firmy Darex jest w tej podwarszawskiej miejscowości dobrze znany policji jako miejscowy pijaczek. Nikt nie ma wątpliwości, że ktoś tylko się nim posłużył. No, ale skoro brakuje znamion przestępstwa...

Niemożność wyrejestrowania przez urzędnika fikcyjnej firmy nagle zniknęła, gdy pani P. skontaktowała się z POLITYKĄ. Urząd gminy, wstecznie, wykreślił Darex z jej domu. Ale sytuacja zrobiła się dziwna. Pani P. bowiem ma dwa urzędowe zaświadczenia, z których jedno najwyraźniej poświadcza nieprawdę. Na jednym wydruku siedzibą firmy Darex jest dom pani P., drugi stwierdza, że w tym samym czasie ten sam urząd gminy zarejestrował go pod innym adresem. Ciekawe, czy ktoś dopatrzy się znamion przestępstwa urzędnika?

– Tak jak można obecnie założyć firmę w cudzym mieszkaniu, tak samo można się w nim, bez wiedzy właściciela, zameldować – ostrzega Kamil Pluskwa-Dąbrowski z Federacji Konsumentów. Taki numer dziennikarze jednego z tabloidów wykręcili Leszkowi Millerowi. Były premier miał dużo szczęścia, że się również wymeldowali. Gdyby tego nie zrobili, on sam nie mógłby się pozbyć dzikiego lokatora. Prawo nie stwarza takiej możliwości. Trzeba zwracać się do sądu o eksmisję. Prezes Federacji Konsumentów obawia się, że w przypadku osoby bezdomnej właściciel mieszkania musiałby prosić gminę o przydzielenie jej lokalu socjalnego albo sam je kupić. Czy w tej sytuacji włamanie się dzikiego lokatora do cudzego domu, w którym się wcześniej zameldował, jest w ogóle włamaniem?

O złym przepisie zostali poinformowani niektórzy posłowie i senatorowie, ale żaden nie wyraził zainteresowania sprawą.

Fałszywa recepta

Lidia Cybulska-Przesław także ucieszyła się z zaufania, jakim obdarzyło ją państwo. Prowadzi lecznicę weterynaryjną. Nadzór farmaceutyczny, który kiedyś ją kontrolował, teraz zadowala się jej oświadczeniem, że do przechowywania leków używa szafy pancernej z zamkiem na szyfr, do której nikt niepowołany nie ma dostępu. Dla lekarki ostrożność urzędu jest w pełni uzasadniona. Przy leczeniu zwierząt używa się wielu leków przeznaczonych dla ludzi. Niektóre z nich, jak np. ketamina czy leki psychotropowe, są bardzo poszukiwane przez narkomanów. Ta ostrożność, jak widzi, rodzi pewne absurdy.

W czasach rozdętej biurokracji lekarka weterynarii Lidia Cybulska-Przesław nie mogła zamówić pieczątki bez okazania dokumentu poświadczającego prawo do wykonywania zawodu. Teraz można sobie bez żadnych dokumentów wyrobić pieczątkę o dowolnej treści. O tym, że ktoś używa fałszywej pieczątki na jej prawdziwe nazwisko, dowiedziała się z telefonu. Farmaceutka z warszawskiej apteki poprosiła, by poprawiła swoją receptę na 50 ampułek relanium (lek psychotropowy). Cybulska bardzo się zdziwiła, ponieważ tak dużej ilości jej gabinet potrzebuje na cały rok. Po drugie – weterynarze używają relanium w ampułkach tylko w gabinetach, dlatego recept właścicielom psów nie wypisuje. Farmaceutka powinna o tym wiedzieć. Lekarka poprosiła ją, żeby leku nie sprzedawała, bo recepta jest fałszywa. Za późno.

Na fałszywej recepcie znalazł się także adres gabinetu weterynaryjnego w Łomży, w którym Cybulska dowiedziała się o skali i mechanizmach procederu wystawiania fałszywych recept. Lekarka natychmiast zawiadomiła nadzór farmaceutyczny i policję. I wtedy się zaczęło. – Zawiadamiając o fakcie fałszowania mojej własnej pieczątki, zostałam uznana za jedyną podejrzaną w sprawie – relacjonuje Lidia Cybulska-Przesław. Wszczęto przeciwko niej śledztwo. Pobrano próbki jej pisma, gdy pisała ręką lewą, a potem prawą. Na siedząco i na stojąco. Po kilku miesiącach sprawę przeciwko lekarce umorzono. Oszuści nadal wystawiają narkomanom fałszywe recepty.

Jedynie nadzór farmaceutyczny próbuje przeciwdziałać zjawisku. Fałszywe recepty umieszcza w Internecie, żeby mieli do nich wgląd farmaceuci. Cybulska-Przesław, podobnie jak jej koledzy po fachu, którzy także zgłosili fałszerstwo do nadzoru, po wystukaniu „fałszywe recepty” oglądają na ekranie swoje podrobione pieczątki. Nic poza tym zrobić nie mogą. Państwo także wygląda na bezradne.

W filmie Bugajskiego „Układ zamknięty” państwo jawi się jako oprawca, wykańczający uczciwych przedsiębiorców. Równie łatwo namalować inne obrazy. Pokazujące, jak poszczególne tryby w państwowej machinie nie zachodzą na siebie, nie potrafią ze sobą współpracować. Takie państwo, nawet jak usiłuje być przyjazne, budzi pokusę, by je wykiwać. Gorzej z niewinnymi ofiarami przestępców. Przyjazne państwo zostawiło je samym sobie.

Polityka 16.2013 (2904) z dnia 16.04.2013; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Kto do nas zapuka?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną