Tylko w jednej stołecznej dzielnicy, na Woli, jest 16 adresów małych mieszkań, w których zarejestrowano po kilkaset firm w każdym. Rekordzista na 15 m kw. zmieścił 526 przedsiębiorstw. Bez tłoku i kłopotu. Biznesmeni w ogóle nie zajmują miejsca. Nie mają biurek, regałów ani żadnych dokumentów. Tylko adres. W całej Warszawie takich adresów jest już ponad 200. Urzędnicy skarbowi nazywają je wirtualnymi biurowcami. Funkcjonują jak najbardziej legalnie. – W innych krajach Unii prawo precyzuje, co to jest „siedziba firmy”, na przykład muszą się w niej odbywać posiedzenia zarządu albo znajdować jej dokumenty. W polskiej wersji przepisów o tej definicji zapomniano – zauważa Hanna Olczyk, naczelnik Urzędu Skarbowego na Woli.
Dotyczy to głównie stolicy, która stała się mekką dla przedsiębiorców. W Warszawie na głowę jednego urzędnika skarbowego przypada około 20 tys. przedsiębiorstw. W prowincjonalnych urzędach jest ich o wiele mniej, podatnicy są więc częściej kontrolowani. W stolicy najłatwiej się schować – uważają urzędnicy.
Dom bez adresu
Kiedy firmy ze swojego regionu zaczął sprawdzać śląski Urząd Kontroli Skarbowej, to w ciągu zaledwie trzech miesięcy wykrył 40 tys. fałszywych faktur. Faktury wystawiają fikcyjne firmy, tak zwane słupy. Poświadczają sprzedanie odbiorcy nieistniejącego złomu, stali czy betonu. Po to, by ten mógł zwrócić się do fiskusa po zwrot podatku VAT. Jeśli dostawy są prawdziwe, państwo zwraca podatek, który wcześniej otrzymało. Słupy tworzy się po to, by wyłudzić VAT, którego nikt wcześniej nie zapłacił. Ich rola polega na wyprodukowaniu faktur na jak największe sumy. Potem mają zniknąć.
Po nalocie śląskiej skarbówki na nieuczciwych biznesmenów na Śląsku wiele firm słupów przeniosło się do Warszawy.