Patrząc na wysyp bankowych reklam, trudno uwierzyć, że żyjemy w kraju bliskim gospodarczej stagnacji. Chuck Norris, Piotr Adamczyk czy Marcin Perchuć, jak mogą, zachęcają do brania pożyczek. W innych bankach do „spełnienia marzeń” przekonują królewna z krasnoludkami, struś albo nawet wiewiórki. Ofensywa kredytów konsumpcyjnych przynosi już pierwsze efekty.
Według danych NBP, zadłużenie Polaków z tego powodu wzrosło w marcu i kwietniu. A wcześniej było kilkanaście miesięcy spadków! Już widać, że bankowcy będą w tym roku promować stosunkowo niewielkiej wartości pożyczki konsumpcyjne – zarówno gotówkowe, jak i ratalne. To one mają uratować nasz sektor bankowy przed dotkliwym spadkiem zysków.
Błędy przeszłości
Na rynku kredytów hipotecznych, tradycyjnie przynoszących bankom spore zyski, tak źle nie było od czterech lat. Coraz mniej mogą też zarabiać na depozytach trzymanych w Narodowym Banku Polskim, bo stopy procentowe nieustannie spadają. Wiele banków próbuje więc podnosić opłaty i prowizje za korzystanie z kont i kart, choć w ten sposób trudno im radykalnie zwiększyć przychody. Tym bardziej że niektóre instytucje wyłamują się z szyku i nadal oferują darmowe rachunki osobiste. Kredyty konsumpcyjne wydają się więc bankowcom najważniejszym sposobem podreperowania własnych wyników finansowych.
Wysyp pożyczkowych reklam nie powinien jednak nikogo zmylić. Banki zachęcają do „spełniania marzeń”, ale nie zamierzają między sobą konkurować niskim oprocentowaniem. Przeciwnie, porównanie kredytów gotówkowych udzielanych teraz i rok temu, przeprowadzone przez analityków Open Finance, pokazuje, że mimo ostrego spadku stóp pożyczki wcale nie staniały.