A grono kandydatów do wypłynięcia na globalny ocean jest całkiem spore. W każdym razie jak na kraj, w którym przed 30 laty żadnego z tych przedsiębiorstw nie było. A ich obecni światowi konkurenci już wtedy mieli ugruntowaną na międzynarodowych rynkach pozycję i na gwałt poszukiwali kolejnych, zaczynali się bowiem dusić, tak jak nasi obecnie.
Analitycy nazywają taki stan brakiem potencjału wzrostu. Rządy państw rozwiniętych, pomagając krajom Europy Wschodniej w walce o wolność i demokrację, pomagały też własnym firmom w zdobywaniu nowych odbiorców. Nasz wielki biznes przypomina o tym coraz mocniej, oczekując równie aktywnej roli od własnego, dystansującego się od nich rządu.
Dziś Fakro z Nowego Sącza, kontrolowane przez Ryszarda Florka, jest drugim na świecie producentem okien dachowych. Przez zaledwie 20 lat zagarnęło 15 proc. globalnego rynku. Fakt, że w niszowym produkcie, ale to Florkowego sukcesu nie umniejsza.
Wrocławska Selena Krzysztofa Domareckiego swoje pianki poliuretanowe oraz inne chemikalia dla budownictwa produkuje nie tylko w kraju, ale także w Hiszpanii, Brazylii, Chinach, Korei Południowej. Jej produkty sprzedawane są w 80 krajach świata. Jest na najlepszej drodze, by móc ją nazwać firmą globalną. Na każdym z tych rynków Domarecki widzi, jak rządy jego największych konkurentów skutecznie ich wspierają. Nieraz, jak w Chinach, łamiąc wszelkie standardy. Tam surowe normy ochrony środowiska obowiązują tylko inwestorów zagranicznych, swoi mogą ich nie przestrzegać.
Nasz rząd uważa, że ekspansja zagraniczna wrocławskiej Seleny to prywatna sprawa właściciela. Więc wicepremierowi Januszowi Piechocińskiemu Domarecki mówi wprost – kraje, które przez ostatnie 20 lat weszły do klubu G20, czyli najbardziej rozwiniętych gospodarek świata, takie jak Chiny, Brazylia, Indie, Turcja, Meksyk czy Korea Południowa, nigdy by się tam nie znalazły, gdyby ich ekspansji na świecie nie wspierały rodzime rządy.