Rynek mieszkaniowy nie wyszedł jeszcze z kryzysu, ale ma coraz lepiej prosperującą enklawę: wynajem. – Każdego miesiąca zawierane jest o 10–20 proc. więcej transakcji wynajmu niż przed rokiem. Będzie ich przybywać: młodzi ludzie, wędrujący za pracą, nie chcą sobie wiązać rąk kredytem na mieszkanie – mówi Leszek Michniak, prezes agencji nieruchomości WGN z 80 biurami w większych miastach. Inna rzecz, że wielu kredytu by nie dostało.
Szara strefa
Właściciele mieszkań na wynajem przeszli przez kryzys suchą stopą. – W porównaniu z drugim kwartałem 2006 r. czynsze we Wrocławiu są obecnie wyższe średnio o 44 proc., w Warszawie o 39 proc., w Krakowie o 33 proc. We wszystkich przypadkach był to wzrost wyższy niż inflacja w tym okresie – twierdzi Marta Kosińska, analityk serwisu Szybko.pl. Rynek bardziej sprzyja tym, którzy chcą swoje mieszkania wynająć, niż je sprzedać: ceny metra spadają nieprzerwanie od 4 lat.
Według Eurostatu rynkowe czynsze płacą w Polsce lokatorzy 2,2 proc. mieszkań (czyli około 300 tys.). Do tego trzeba dodać co najmniej taką samą szarą strefę. W sumie jest to jednak niewiele. Udział mieszkań wynajmowanych za rynkowy czynsz wynosi w Europie średnio 13 proc., a w Danii i Holandii ponad 30 proc.
W Polsce jest to opcja przede wszystkim dla nieźle zarabiających. Ale rynek ma oferty na różne kieszenie. W Warszawie można wynająć kawalerkę za tysiąc złotych albo za 2,5 tys. zł, zależnie od lokalizacji i standardu. Trzypokojowe mieszkanie – za 2 tys. albo za 4,3 tys. zł. W Krakowie trzy pokoje oferowane są od 1,3 tys.