Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Związki wyprowadzić?

Nie zabierajmy etatów związkowcom

Dlaczego pracodawcy mają płacić na to, żeby lider „Solidarności” Piotr Duda znalazł się w 2015 r. na miejscu „biorącym” na listach kandydatów PiS do Sejmu? Takie pytania zaczynają padać ze strony grupy posłów partii rządzącej, gorączkowo szukających sposobu odzyskania społecznego poparcia.

Tym sposobem ma być próba uchwalenia tzw. ustawy antyzwiązkowej, która  pozbawi związkowców przywilejów. Czyli związkowych etatów, które muszą opłacać pracodawcy (jeden na 500 zatrudnionych), udostępniania pomieszczeń na terenie firmy itp. Jako argument, mający do takiego rozwiązania przekonać, najczęściej padają płace związkowców w KGHM, rzeczywiście bulwersujące. A mimo to uważam, że pomysł jest niemądry. I spowodowany pogróżkami „Solidarności”, zapowiadającej na wrzesień uliczne demonstracje, a nie chęcią naprawy państwa, ani nawet związków.

Czy związki zawodowe, do których w Polsce należy zaledwie 15 proc. pracujących, są w naszym kraju niepotrzebne? Kto lepiej od nich będzie reprezentował pracujących Polaków w dialogu z władzą i pracodawcami? To, że związki są niereprezentatywne (okopały się głównie w sektorze państwowym), a dialog prowadzony jest marnie, jeszcze nie oznacza, że ma go nie być wcale. Może odwrotnie, politycy powinni zatroszczyć się o lepsze warunki dla działalności związkowej w firmach prywatnych? Czy od  ustawy antyzwiązkowej państwo polskie stanie się sprawniejsze? Lepiej rządzone? Pracujący poczują się lepiej? Obawiam się, że pomysłodawcy ustawy takich akurat pytań sobie nie zadali. A powinni.

Jest i wiele innych, bardziej szczegółowych. Na przykład – dlaczego wielkie, kontrolowane przez państwo, przedsiębiorstwa (zwykle są to kopalnie, elektrownie lub PKP ) od wielu lat „obrosły” przeróżnymi spółkami, powiązanymi z wpływowymi związkowcami i kolejne zarządy tych spółek lokują w nich wiele przeróżnych zamówień, niekoniecznie po korzystnych cenach? Mówiąc wprost, dają związkowcom zarobić.

Reklama