Uczniak grał w pokera już od kilku lat, kiedy w 2011 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o grach hazardowych wprowadzająca pokerową prohibicję. Zakazano gry online i na żywo, zostawiając jedynie maleńką furtkę dla kasyn. W Polsce jest ich kilkanaście. Mogą organizować pokerowe turnieje, ale po uzyskaniu wcześniejszej zgody Ministerstwa Finansów i zgłoszeniu uczestników. Gra jest podwójnie opodatkowana, bo płaci kasyno, a także gracze, i to niezależnie, czy wygrywają czy też nie. W sumie niezbyt nęcąca perspektywa, zwłaszcza dla Uczniaka, który gra online. Dlatego stanął przed trudnym wyborem: porzucić grę czy ojczyznę? Wybrał pokera i udał się na wygnanie do Londynu, gdzie gra jest legalna i nie trzeba kryć się z dochodami z hazardu. Tym samym śladem poszła część polskich graczy, wyjeżdżając do innych ośrodków pokerowej emigracji – na Maltę, a także dalej, do Tajlandii czy Meksyku.
Uczniak to jego nick, pod którym jest znany w internetowych poker-roomach i serwisach poświęconych grze. Wybrał go chyba przez przekorę, bo koledzy nazywają go profesorem. Uczniak jest matematykiem i ekonomistą, a w przedpokerowym życiu był licencjonowanym aktuariuszem, czyli specjalistą w dziedzinie szacowania ryzyka. To zawód rzadki, poszukiwany i dobrze płatny. Uczniak porzucił jednak karierę, by grać, w czym jego matematyczne kwalifikacje okazały się bardzo przydatne. W końcu poker to sztuka szacowania ryzyka.
Od kilku lat jest zawodowym pokerzystą i utrzymuje się z gry. W niczym jednak nie przypomina bohatera filmu „Wielki Szu”, który krążył po Polsce z talią znaczonych kart i walizką gotówki. Ten film jest znienawidzony przez środowisko polskich graczy. Uważają, że pod jego wpływem wprowadzono pokerową prohibicję, nie dostrzegając, że to szlachetna gra strategiczna (z elementem losowym), jak brydż albo szachy, a nie pospolity hazard – jak Lotto.
Gra w pokera online w Londynie niczym nie różni się od gry w Warszawie czy Koluszkach. Korzysta się z tych samych licencjonowanych międzynarodowych kasyn internetowych, które oferują pełny wachlarz gier pokerowych, a przy okazji wiele innych form hazardu – od zakładów bukmacherskich po jednorękich bandytów, którymi kręci się za pomocą myszki. Są zarejestrowane na Malcie (mekce unijnego hazardu), na Gibraltarze albo w innych, bardziej egzotycznych miejscach. Nie ma to specjalnego znaczenia, bo większość oferuje polskojęzyczne serwisy, gdyż nasi rodacy mają duży udział w ich obrotach. Nie ma też kłopotów z rozliczeniami, bo wszystko odbywa się online, najczęściej za pośrednictwem finansowych pośredników wyspecjalizowanych w obsłudze internetowego hazardu – Skrill albo Neteller. Wygrane pieniądze można odbierać za pomocą kart płatniczych przesyłanych na adres graczy. Dyskrecja zapewniona.
Fabryka hazardu
Serwisy, z których korzystają Polacy, ani słowem nie uprzedzają, że hazard internetowy jest w Polsce zakazany i grając, ryzykuje się karą więzienia (do lat 3), zaś ewentualna wygrana to nieudokumentowany dochód, po który może zgłosić się skarbówka. Zamiast tego kasyna online kuszą Polaków wysokimi bonusami (nawet 1000 euro) i darmowymi grami na dobry początek, przekonując, że działają w pełni legalnie, bo są zarejestrowane na terenie UE i mogą swoją ofertę kierować do wszystkich unijnych obywateli. Tymczasem hazard jest tym obszarem, który każdy kraj UE może kształtować autonomicznie. Dlatego w wielu państwach są mniejsze lub większe ograniczenia w tym zakresie.
Uczniak gra w pokera turniejowego. Graczy dzieli na trzy kategorie: zawodowców takich jak on, dla których poker jest podstawowym źródłem utrzymania, półzawodowców, dla których pieniądze z gry są ważnym, choć niejedynym dochodem, i całą rzeszę amatorów. Ci ostatni grają dla emocji i rozrywki, a przy okazji napełniają cały system pieniędzmi. Wierzą, że trafi im się „złoty strzał” i zgarną wielką forsę. Profesjonaliści wierzą tylko w umiejętności i ciężką pracę, jak w fabryce przy taśmie. Trzeba być skoncentrowanym, szybko analizować i liczyć. Cały czas liczyć.
Najważniejsza jest przy tym wydajność. Tę zaś zapewnia tylko Internet. Uczniak gra czasem na żywo, ale, jak mówi, tylko dla przyjemności i atmosfery. Dla pieniędzy – tylko online. – Na żywo rozgrywamy w ciągu godziny 20–30 rozdań, natomiast online na jednym stoliku zwykle rozegram ok. 60 (odpada czas na tasowanie, odliczanie żetonów itp.). Jednocześnie gram zwykle na 10 stolikach, ale są i tacy, którzy robią to na 20–30. Oznacza to kilkudziesięciokrotnie większą liczbę rozdań w przeliczeniu na poświęcony czas – tłumaczy pokerową technologię.
W Internecie odpada też cała karciana psychologia z obserwowaniem gestów i zachowań graczy, która tak fascynuje amatorów. Ekran wypełniają szczelnie wirtualne stoliki, na których fruwają ikonki kart i żetonów. Trzeba uważnie śledzić, co się na każdym dzieje, i podejmować decyzje. Raz się wygrywa, raz przegrywa, ale na koniec dnia (albo nocy, bo wtedy grają gorącokrwiści Brazylijczycy i azjatyccy biznesmeni, a to oni są głównymi dostawcami gotówki) zawodowiec wstaje od komputera zwykle bogatszy o kilkaset dolarów.
W przypadku Uczniaka grającego w Londynie dochody z pokera są na dodatek nieopodatkowane. – Zgodnie z brytyjską ordynacją podatkową, jeśli zyski z jakiejś działalności są opodatkowane, to automatycznie straty można odpisywać od podstawy podatku. Nakładając podatki na hazard, fiskus strzeliłby sobie w kolano, bo w skali kraju dużo większe sumy są przegrywane niż wygrywane – tłumaczy. Taka sytuacja ma dla niego także i minusy. Nie ma ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego, a banki patrzą na niego nieufnie. Problem ten rozwiązał, rejestrując firmę edukacyjną. Czego uczy? Wiadomo – pokera. Jak? Oczywiście przez Internet. Jego uczniami są polscy pokerzyści marzący o karierze przy wirtualnym stoliku.
Polska gra
W 2011 r. 3 proc. Polaków deklarowało, że grało w pokera na pieniądze. – Szacujemy, że ok. 750 tys. osób miało styczność z pokerem online, czyli zarejestrowało się w jednym z internetowych poker-roomów i przynajmniej raz zagrało – wyjaśnia Jakub Głuszkiewicz ze stowarzyszenia Wolny Poker, organizacji stawiającej sobie za cel legalizację gry. Na żywo i online, bo, jak zapewnia, bez Internetu nie ma dziś pokera.
Poker nie jest dla Polaków najpopularniejszą formą hazardu. Królują oczywiście gry liczbowe, Lotto, zdrapki, konkursy esemesowe. Wielu wciąż gra na automatach, obstawia zakłady bukmacherskie, niektórzy odwiedzają salony gier i kasyna. W sumie co drugi dorosły Polak angażuje się w jakąś formę hazardu. Według oficjalnych danych Ministerstwa Finansów, w 2012 r. wydaliśmy na hazard 14,6 mld zł. Nieoficjalne szacunki mówią, że na nielegalny hazard w sieci mogło pójść dodatkowo 6 mld zł. Z badań zleconych przez Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych (jest on finansowany z odpisów z hazardu, a zarządzany przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii) wynika, że ponad 50 tys. Polaków jest uzależnionych, a kolejne 200 tys. pozostaje zagrożonych tym problemem.
Radykalne zaostrzenie ustawy o grach hazardowych miało być wielką terapią odwykową. Dla narodu, by nie popadał w uzależnienie, a także dla części polityków, by nie uzależnili się od biznesu hazardowego. Główne uderzenie poszło w automaty o niskich wygranych, które rozpleniły się ponad miarę, doprowadzając do wybuchu afery hazardowej. Do 2015 r. mają zniknąć z polskiego krajobrazu. Przy okazji postanowiono zrobić porządek z całą branżą, ograniczając dostępność do wszelkich form hazardu. Padła deklaracja premiera, że liczy się ze zmniejszeniem wpływów budżetowych, ale co tam – ważniejsze jest, że Polacy uwolnią się od zgubnej pokusy.
Jak z każdą prohibicją, szczytne intencje trudno przekuć na konkrety. Choć posypały się kontrole, celnicy zaczęli masowo konfiskować automaty do gry, cofać zezwolenia, biznes hazardowy broni się zażarcie. Oficjalnie – zaskarżając decyzje służby celnej o konfiskatach urządzeń, a nawet skarżąc się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Nie bez sukcesów zresztą, które część ekspertów skłoniły do stwierdzenia, że rząd batalię hazardową przegrał i teraz będzie musiał płacić odszkodowania.
Jednocześnie część branży automatów zeszła do podziemia. Wiele urządzeń jest użytkowanych nielegalnie, pojawiły się też nowe, z którymi walka, jak przyznają celnicy, jest niełatwa. Są to tzw. automaty internetowe, działające w sieci, które można zdalnie wyłączać (na sygnał o kontroli) albo jednym kliknięciem zamieniać na gry zręcznościowe. Innym pomysłem są automaty, które wyglądają jak tradycyjni jednoręcy bandyci (wirujące obrazki z owocami), zaś oficjalnie są „platformami inwestycyjnymi” do jednosekundowych opcji walutowych. I znów są spory prawne, czy to legalne.
Do podziemia zeszli też pokerzyści. Organizowane są potajemne turnieje pokerowe. Kilka prób publicznego organizowania gier zakończyło się wkroczeniem policji i procesami sądowymi. Jedna z takich spraw miała miejsce w Szczecinie, gdzie Służba Celna utworzyła Krajową Grupę Zadaniową ds. Kontroli Gier Hazardowych. – Na szczęście sądy zachowały zdrowy rozsądek i sprawy zostały umorzone – cieszy się Jakub Głuszkiewicz z Wolnego Pokera. O tym, żeby ktoś był ścigany za grę online, nie słyszał. Także Służba Celna, którą poprosiliśmy o dane dotyczące walki z nielegalnym hazardem, nie podała jakiegokolwiek przypadku namierzenia polskiego gracza w sieci. Okazuje się więc, że surowego przepisu nie sposób skutecznie egzekwować.
Nic dziwnego, że wielu hazardzistów przeniosło się do Internetu, który oferuje bezpieczeństwo, wygodę i niskie podatki. Jednorękiego bandytę można nosić w kieszeni jako aplikację na smartfona, zakłady bukmacherskie obstawiać, nie wychodząc z domu. Polacy zarejestrowali ok. 0,5 mln kont w serwisach internetowych firm bukmacherskich. Cierpią na tym szczególnie legalnie działający bukmacherzy, prowadzący punkty naziemne, a jednocześnie mający zezwolenie na działalność w sieci. Przyjmowanie zakładów wzajemnych przez Internet to jedyna dopuszczalna przez ustawę forma hazardu online. Większość dużych operatorów internetowego hazardu nie wystąpiła jednak o polską licencję, tłumacząc to restrykcyjnym prawem i zaporowymi podatkami. Nie zrezygnowała jednak z oferowania zakładów Polakom. Bet-at-home, Expekt, Unibet, Bwin.com i wielu innych bukmacherów przyjmuje zakłady na polskie wydarzenia sportowe.
E-bezpieczeństwo
– Obroty działających nielegalnie w Internecie firm branży bukmacherskiej w pierwszym kwartale tego roku wyniosły ponad 1,3 mld zł, podczas gdy firm działających legalnie zaledwie 37,3 mln zł – ubolewa Mateusz Juroszek, prezes Star-Typ Sport Zakłady Wzajemne (STS), firmy bukmacherskiej prowadzącej legalną działalność za pośrednictwem punktów naziemnych i Internetu. W sumie w pierwszym kwartale 2013 r. obroty legalnych firm działających w realu i online wyniosły 167 mln zł. Konkurowanie z gigantami, którzy nie muszą płacić 12-procentowego podatku obrotowego, dla legalnych firm jak STS, Fortuna czy Milenium jest trudne.
– W wielu krajach strony firm bukmacherskich, które nie uzyskały zgody na działalność, są blokowane. U nas nie tylko nie są, ale firmy takie oferują linki do swoich serwisów za pośrednictwem polskich stron internetowych. Swobodnie reklamują się w sieci, a także podczas imprez sportowych. Sygnalizujemy takie przypadki, ale nikt na to nie reaguje – podsumowuje prezes Juroszek.
W Polsce rząd chciał wprowadzić rejestr stron i usług niedozwolonych, który miał doprowadzić do blokowania m.in. stron hazardowych, ale zaprotestowali internauci, twierdząc, że to cenzura, i premier Tusk się wycofał. Międzynarodowe kasyna online odetchnęły z ulgą, bo nie utraciły zysków, które mogą inwestować w reklamę usług. Twarzą Expekt.com, jednego z bukmacherów działających nielegalnie w polskiej sieci, jest Zbigniew Boniek, prezes PZPN. Indagowany przez dziennikarzy odpowiada, że nie ma z tym problemu, bo jest obywatelem włoskim, a polska ustawa hazardowa jest chora i trzeba ją zmienić. Po cichu przyznają mu rację politycy, ale powtarzają, że zajęcie się dziś ustawą hazardową to samobójstwo.
W tej sytuacji zwalczanie nielegalnego hazardu w sieci to walka z wiatrakami. Służba Celna chwali się, że od 2011 r. wszczęła 11 postępowań przygotowawczych w sprawach karnych skarbowych w zakresie nielegalnego urządzania i reklamowania gier hazardowych w Internecie. Dotyczyło to 19 firm zagranicznych. Pewnie zostaną one umorzone, bo nie ma jak egzekwować polskiego prawa wobec zagranicznych operatorów hazardu. Wszczęto 12 dochodzeń w zakresie podżegania do nielegalnego uczestnictwa w zagranicznych grach hazardowych za pomocą linków przekierowujących potencjalnych polskich graczy do stron internetowych zagranicznych firm bukmacherskich. Sądząc po liczbie polskich stron poświęconych hazardowi z reklamami i linkami do e-kasyn, walka szczecińskiej specgrupy nie zrobiła na razie dużego wrażenia.