Gazeta zajmuje się przede wszystkim protestami związkowców i naszą reformą reformy emerytalnej. „The Economist” związkowym manifestacjom się nie dziwi, bo sprzyja im sytuacja gospodarcza. Naszego kraju nie ominęło ostre spowolnienie, bezrobocie wynosi ok. 13 proc., a wiele osób wyjechało do pracy za granicą. Jeśli dodać do tego elementy tradycyjnie wywołujące wściekłość związkowców, jak nasze „umowy śmieciowe” czy podnoszenie wieku emerytalnego, powodów do protestu jest wystarczająco dużo.
Jednak „The Economist” zwraca uwagę, że sytuacja rządu nie jest wcale beznadziejna, bo najgorsze dla polskiej gospodarki już minęło. Wzrost PKB zaczyna przyspieszać, powoli odbija się konsumpcja i odbudowuje produkcja przemysłowa. To dobra wiadomość dla rządzących. "Zbawienie dla Tuska już może nadchodzić" - pisze tygodnik.
Ale jest też niepokojący sygnał. Brytyjski magazyn dość dokładnie analizuje ostatnie zapowiedzi reformy emerytalnej. Wpisuje się ona w wiele zabiegów dokonywanych w różnych krajach, aby dług związany z zobowiązaniami państwa wobec przyszłych emerytów nie był wliczany do oficjalnego długu publicznego. W ten sposób można uspokoić rynki finansowe, nie przypominając im na co dzień o kolejnym finansowym problemie. Poza tym łatwo kontrolować środki zgromadzone w takich miejscach jak ZUS, bo to przecież rząd decyduje o ich waloryzacji. Gdy nadchodzą trudne czasy, zawsze może dowolnie zmniejszyć jej tempo.
Jednak emerytalna rewolucja w wykonaniu rządu PO-PSL ma jeszcze jeden skutek. „The Economist” podkreśla, że obniżenie w ten sposób długu publicznego i deficytu budżetowego łatwo wykorzystać do przejściowego wzrostu wydatków. W ten sposób rząd mógłby próbować ożywić koniunkturę i odzyskać społeczne zaufanie. Jednak powinien być ostrożny, bo emerytalne zmiany łatwo mogą wzbudzić w społeczeństwie niepokój i niezadowolenie. A jego przyczyn w Polsce i tak jest już wystarczająco dużo.