Rynek

Prezes na elektrycznym grillu

Prezes na elektrycznym grillu, czyli PGE od środka

Zwykły prezes spółki Skarbu Państwa w takiej sytuacji nie wychylałby się, ale Kilian nie jest zwykłym prezesem. Jest przyjacielem premiera i jego zaufanym doradcą w sprawach gospodarczych. Zwykły prezes spółki Skarbu Państwa w takiej sytuacji nie wychylałby się, ale Kilian nie jest zwykłym prezesem. Jest przyjacielem premiera i jego zaufanym doradcą w sprawach gospodarczych. Adam Chełstowski / Forum
Na styku państwowej gospodarki i polityki iskrzy. Świadczą o tym nagłe dymisje w zarządzie Polskiej Grupy Energetycznej (PGE). Za chwilę może dojść do poważnych wyładowań.
Prezes PGE już wie, że z tym ekonomicznym liberalizmem przegiął.Alina Gajdamowicz/Agencja Gazeta Prezes PGE już wie, że z tym ekonomicznym liberalizmem przegiął.

Prezes Polskiej Grupy Energetycznej Krzysztof Kilian godziny poprzedzające feralne posiedzenie rady nadzorczej, podczas którego odwołano z zarządu dwójkę jego najbliższych współpracowników – Bogusławę Matuszewską i Wojciecha Ostrowskiego – spędził na debacie „Rozproszona energetyka jądrowa szansą dla Polski?”. Temat, jak na te okoliczności, dość egzotyczny. Polska nie ma zwykłej elektrowni atomowej, a co mówić o rozproszonej energetyce jądrowej, której nie dorobił się jeszcze nikt na świecie. To pomysł na etapie projektów i badań. Chodzi o to, by zamiast budować wielkie elektrownie jądrowe o mocy kilku tysięcy megawatów (MW), stawiać niewielkie elektrownie albo elektrociepłownie atomowe o mocy od kilkudziesięciu do kilkuset MW. Krzysztof Kilian jest entuzjastą tej technologii.

Polska Grupa Energetyczna została wyznaczona przez rząd do roli inwestora pierwszej polskiej elektrowni atomowej z dwoma blokami, o łącznej mocy ponad 3 tys. MW. Po niej ma powstać druga, podobna. Koszt jednej elektrowni szacowany jest na 30–40 mld zł. Tego ciężaru sama PGE nie udźwignie, nawet jeśli pomogą jej przydzieleni wspólnicy – Enea, Tauron i KGHM (ta trójka ma objąć 30 proc. udziałów, ale umowa wciąż nie jest wynegocjowana). Zresztą PGE ma wiele innych pilnych wydatków.

Dlatego Kilian nie kryje sceptycyzmu wobec polskiego programu atomowego. Powtarza, że powinniśmy się zdecydować, na co stawiamy: gaz łupkowy czy atom? Na jedno i drugie nas nie stać. Przekonuje, że PGE, jeśli już ma budować elektrownię jądrową, musi otrzymać daleko idącą pomoc ze strony państwa. To nie będzie proste, bo budżet ma swoje ograniczenia, a PGE to spółka giełdowa, więc pojawi się problem pomocy publicznej. Kilian z rozpaczy chwycił się więc małych reaktorów, które są szansą, by atomowe aspiracje realizować tańszym kosztem.

Polityka 45.2013 (2932) z dnia 05.11.2013; Rynek; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Prezes na elektrycznym grillu"
Reklama