Poseł Jaros (PO) wolałby dzisiaj o akcji nie mówić. Przeżywa trudny okres, ma kłopoty z prokuratorem. Chodzi o nagrania sprzed rozstrzygnięcia wyborów w dolnośląskiej Platformie, na których namawia partyjnego kolegę do głosowania na Jacka Protasiewicza. Gdyby prokurator – z którym poseł musi się teraz spotykać – zainteresował się nie tylko nagraniem, ale także inicjatywą Poselskiego Zespołu do spraw Wolnego Rynku, któremu Jaros przewodniczy, jego kłopoty mogłyby się powiększyć. Mogłyby paść kłopotliwe pytania. Dlaczego zaangażował autorytet Sejmu w popieranie akcji, której nagłaśnianiem, z czysto biznesowych względów, zainteresowani byli jej inicjatorzy związani z rynkiem złota?
Głównie Piotr Wojda, wtedy jeszcze wiceprezes firmy o nazwie Mennica Wrocławska, handlującej złotem. Obaj panowie mieszkają we Wrocławiu, ale poseł Jaros zapewnia, że prywatnie Wojdy nie zna. Spotkał się z nim raptem ze dwa razy w życiu. Wojda jest także współwłaścicielem pierwszego w Polsce sklepu internetowego ze złotem inwestycyjnym bulioner.pl. Złote monety, tzw. bulionowe, cieszą się dużym powodzeniem u osób lokujących w nich oszczędności. Kiedy poseł Jaros zaczął mieć polityczne kłopoty, załamała się także biznesowa kariera wiceprezesa Wojdy. Został odwołany z funkcji wiceprezesa Mennicy Wrocławskiej. Zaczął być dla firmy obciążeniem, popsuł stosunki mennicy z Narodowym Bankiem Polskim.
Inicjatorom akcji „Oddajcie nasze złoto” chodziło o polskie rezerwy złota, którymi politycy przez ponad pół wieku w ogóle się nie interesowali. Teraz niektórzy nagle odkryli, że przechowywane są w Banku Anglii, i doszli do wniosku, że trzeba je sprowadzić do Polski. Dla ekonomicznego bezpieczeństwa kraju. Tego właśnie, śladem inicjatorów akcji, zażądał poseł Marek Jaros jako przewodniczący Parlamentarnego Zespołu do spraw Wolnego Rynku, w piśmie do Marka Belki, prezesa NBP.