Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Sądne dni w rybnym

Czy to już koniec Poczty Polskiej?

Większość Polaków żyje w przekonaniu, że Poczta jest, jaka jest, ale innej nie mamy. Większość Polaków żyje w przekonaniu, że Poczta jest, jaka jest, ale innej nie mamy. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Trwa obrona Poczty Polskiej. W jednym szeregu stanęli politycy, adwokaci, sędziowie, związkowcy, media. Kto Poczcie zagraża? Wolny rynek.
Kioski Ruchu wraz z placówkami InPostu i PGP stanowią szkielet sieci alternatywnych placówek pocztowych zajmujących się obsługą korespondencji sądów i prokuratur.Małgorzata Kujawka/Agencja Gazeta Kioski Ruchu wraz z placówkami InPostu i PGP stanowią szkielet sieci alternatywnych placówek pocztowych zajmujących się obsługą korespondencji sądów i prokuratur.
W sklepie rybnym w Chorzowie można nie tylko kupić dorsza, ale od kilku tygodni odebrać także korespondencję z sądu albo prokuratury.EAST NEWS W sklepie rybnym w Chorzowie można nie tylko kupić dorsza, ale od kilku tygodni odebrać także korespondencję z sądu albo prokuratury.

Najsłynniejszy w Polsce sklep rybny mieści się w Chorzowie przy ul. ks. Jana Ficka 6. Na pierwszy rzut oka nie robi najlepszego wrażenia – stara, ceglana kamienica, fragmentami pomalowana czerwoną farbą, byle jaki szyld, żelazne drzwi, okno z grubymi kratami. Tu jednak można nie tylko kupić dorsza, ale od kilku tygodni odebrać także korespondencję z sądu albo prokuratury. Wyroki sądów wydawanych w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, wezwania na rozprawy i przesłuchania, a obok śledzie, karpie, wędzone makrele. To szokuje. Dlatego w chorzowskim sklepie pojawili się dziennikarze i kamery.

Rybny na Ficka to jedna z kilku tysięcy placówek Polskiej Grupy Pocztowej (PGP), która w grudniu 2013 r. wygrała przetarg na obsługę pocztową polskich sądów i prokuratur, pokonując Pocztę Polską. Oferta PGP była o 84 mln zł tańsza od tej, którą złożył dotychczasowy monopolista. Nikt nie przypuszczał, że tak gigantycznego zadania podejmie się tak mała firma.

PGP jest prywatnym operatorem pocztowym, który od 2006 r. działa na polskim rynku. Sam nie podołałby zadaniu, dlatego do przetargu stanął, zapewniając sobie wsparcie większych sojuszników. Jego partnerami w realizacji kontraktu jest InPost, największy polski prywatny operator pocztowy (który nosi się z zamiarem przejęcia PGP), oraz Ruch, który poza dystrybucją prasy ma także status operatora pocztowego. Kioski Ruchu wraz z placówkami InPostu i PGP stanowią szkielet sieci alternatywnych placówek pocztowych zajmujących się obsługą korespondencji sądów i prokuratur. W większości przypadków to niezależne przedsiębiorstwa, dla których agencja pocztowa jest uzupełniającą formą działalności. Tak jak sklep rybny w Chorzowie należący do sieci PGP.

– Zrobiono z tego medialną sensację, jakby korespondencja była przechowywana razem z rybami. A tak nie jest. Warunki przetargu przewidywały możliwość powierzenia części zadania podwykonawcom, a prawo pocztowe zna pojęcie umowy międzyoperatorskiej. Tymczasem wszyscy wypominają nam, że nasze punkty obsługi klienta mieszczą się w kioskach Ruchu, placówkach SKOK, sklepach lub punktach usługowych, nie zwracając uwagi, że ponad 40 proc. placówek Poczty Polskiej to też agencje pocztowe prowadzone często w małych sklepikach, a nawet domach prywatnych – wyjaśnia Leszek Żebrowski, prezes Polskiej Grupy Pocztowej. Dodaje, że dzięki nowemu systemowi doręczeń korespondencji wymiaru sprawiedliwości obywatele zyskali większą wygodę. 76 proc. punktów czynnych jest w soboty, a wiele także w niedziele, gdy tymczasem niewielka część placówek Poczty Polskiej dostępna jest w weekendy. Zapewnia też, że wszyscy mający kontakt z korespondencją przeszli szkolenie w dziedzinie przepisów pocztowych, w tym także zasad zachowania tajemnicy.

Zadaniem naszych doręczycieli jest dostarczenie korespondencji adresatowi lub osobie uprawnionej, a tylko w przypadku gdy jest to niemożliwe, zostawiają awizo z informacją, gdzie można samemu odebrać przesyłkę. Motywujemy ich do tego ekonomicznie – za doręczenie osobiste płacimy więcej niż za awizo. Tymczasem jak działają listonosze Poczty Polskiej, słyszeliśmy wielokrotnie. Z reguły zostawiają awizo, nie sprawdzając nawet, czy adresat jest w domu – twierdzi prezes Żebrowski.

Operator wyznaczony

Wie, o czym mówi, bo w przeszłości był pracownikiem Poczty Polskiej. Zresztą sposoby funkcjonowania listonoszy dość dobrze opisali kontrolerzy NIK, którzy niedawno przyglądali się działaniu Poczty Polskiej. Okazało się, że przesyłek poleconych z reguły nie dostarczają do adresatów, bo tak jest prościej, szybciej i nie trzeba się nadźwigać. A system wynagradzania, jak stwierdziła NIK, nie rozróżnia, czy listonosz niesie przesyłkę, legitymuje adresata, wypełnia druk zwrotnego potwierdzenia odbioru (ZPO) itd., czy też wrzuca do skrzynki awizo.

Choć każdy może długo wyliczać, dlaczego Poczta Polska jest do niczego, to informacja, że sądy i prokuratura rezygnują z jej usług, wywołała wstrząs. Większość Polaków żyje w przekonaniu, że Poczta jest, jaka jest, ale innej nie mamy. Tymczasem już od wielu lat trwa kruszenie monopolu pocztowego. Na początek pojawiły się prywatne firmy kurierskie, które zajęły się paczkami, a potem korespondencją. Co prawda przepisy gwarantowały Poczcie Polskiej, jako operatorowi publicznemu, liczne przywileje, ale unijna polityka demonopolizacyjna była konsekwentna. Przybywało więc prywatnych konkurentów, którzy podkopywali monopol, bo i klientów było coraz więcej, zwłaszcza wśród firm, które wysyłają tysiące faktur, wyciągów z kont czy reklam. Konkurenci kusili cenami, choć czasem musieli uciekać się do trików polegających na dolepianiu blaszek do listów, by ich masa przekraczała 50 g. Bo obsługa korespondencji poniżej tej wagi była najdłużej wyłącznym przywilejem przedsiębiorstwa państwowego Poczta Polska, które z czasem przemieniło się w spółkę Skarbu Państwa.

W 2012 r. ten proces dobiegł końca. Nie ma już operatora publicznego, nowe Prawo Pocztowe, zgodnie z Trzecią Dyrektywą Pocztową UE, wymaga konkurencyjnego rynku. Z myślą o interesie obywateli gwarantuje jednak pewne przywileje dla jednego tzw. operatora wyznaczonego. Jest on zobowiązany do zapewnienia usług powszechnych i obsługiwania poczty na terenie całego kraju. Usługi te zwolnione są z VAT, a operator ma je świadczyć „minimum przez 5 dni w tygodniu w odpowiedniej jakości i po przystępnych cenach”. Jeśli ponosi z tego tytułu straty, to państwo jest zobowiązane do kompensowania deficytu. Jego zadaniem jest dostarczanie przesyłek urzędowych, w tym listów z potwierdzeniem odbioru, przekazów pocztowych, rent i emerytur.

Status operatora wyznaczonego prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej nadała oczywiście Poczcie Polskiej, bo tylko ona ma konieczną infrastrukturę i pracowników (86 tys. osób – największy polski pracodawca). Pierwszy kontrakt podpisano na 3 lata. Czy PP będzie operatorem wyznaczonym także w następnych latach? Zapewne tak, choć nie wiadomo jak długo. Spółka traci rynek, ale wciąż jest hegemonem z ponad 90-procentowym udziałem w rynku. Tyle że rynek pocztowy, także na skutek zmian technologicznych, ulega erozji. To dla PP ogromne wyzwanie.

Dziś Poczta Polska musi stawać do przetargów na obsługę wielkich klientów instytucjonalnych. Jedne wygrywa, inne przegrywa, ale dotychczas była spokojna o swój monopol na obsługę instytucji państwowych, w tym także na dostarczanie przekazów ZUS, KRUS czy MOPS. Przekazy pieniężne mają dla PP duże znaczenie także nieformalne, bo neutralizują część napięć wśród armii listonoszy (26 tys.). Tradycja nakazuje klientom dawanie doręczycielom „końcówek”, co podnosi dochody bardzo marnie wynagradzanych pocztowców. Dlatego w przypadku przekazów listonosze tak dbają, by pieniądze dostarczyć do rąk adresata.

Przetargi i zatargi

Pojawienie się pocztowej konkurencji zmusiło jednak także instytucje państwowe do organizowania przetargów. Sądy i prokuratura wcześniej zlecały to zadanie z wolnej ręki PP, ale na 2013 r. ogłosiły pierwszy przetarg. Zajmuje się tym krakowskie Centrum Zakupów dla Sądownictwa. Sprawa wyglądała na czystą formalność, bo tylko Poczta Polska jako operator wyznaczony ma prawo do wystawiania potwierdzeń odbioru lub doręczenia w formie dokumentu urzędowego. A dla prawników to sprawa kluczowa, bo od tego, czy sądowa lub prokuratorska korespondencja trafiła do rąk adresata, zależą losy wielu ludzi, firm i dużych pieniędzy.

Drugi przetarg organizowany pod koniec 2013 r. na lata 2014–15 wydawał się więc równie formalny jak poprzedni. Nikt nie przewidział, że Polska Grupa Pocztowa zaskarży warunki przetargu, a Krajowa Izba Odwoławcza uzna, że warunek stawiany przez sądy i prokuraturę, dotyczący mocy urzędowej stempla pocztowego, jest niedopuszczalnym ograniczeniem konkurencji. Centrum Zakupów dla Sądownictwa musiało skorygować warunki przetargu. Od oferentów wymagano odpowiedniej liczby placówek pocztowych, ale jak to zwykle w przetargach, liczyła się przede wszystkim najniższa cena. PGP wraz z partnerami zaoferowała za dwuletnią obsługę wymiaru sprawiedliwości 500 mln zł, Poczta Polska była o 84 mln droższa.

– Przy rocznych obrotach 6 mld zł utrata kontraktu wartości około 300 mln zł to nie jest dramat, ale problem z pewnością mamy. Także wizerunkowy. Dlatego zaskarżyliśmy ten przetarg do sądu. Mamy oświadczenia 500 wójtów, że w ich gminach nie było placówki żadnego operatora pocztowego poza Pocztą Polską, a więc PGP w chwili rozstrzygania przetargu nie dysponowała wymaganą liczbą placówek – wyjaśnia jeden z pracowników zarządu Poczty Polskiej. I prosi o anonimowość, bo pocztowcy mają zakaz oficjalnego wypowiadania się w mediach o tej sprawie.

Udowodnimy, że mieliśmy wymaganą liczbę placówek, zresztą Poczta Polska już z tym zwracała się do KIO, ale Izba ten zarzut odrzuciła – przekonuje prezes Żebrowski. I dodaje: – O ile oczywiście dojdzie do procesu, bo jak na razie Poczta Polska nie uiściła wymaganego wpisu sądowego w wysokości 5 mln zł. Wpłaciła 100 tys. zł i liczy na zwolnienie z kosztów.

Bunt mecenasów

Jeśli droga sądowa nie przyniesie rezultatu, Poczta Polska ma jeszcze nadzieję, że konkurent nie podoła zadaniu i się rozłoży. Wtedy kontrakt zostanie rozwiązany, a wymiar sprawiedliwości wróci do PP. Na to mają też nadzieję prawnicy. Zwłaszcza adwokaci, którzy nie kryją oburzenia na nowy system dostarczania korespondencji. Na Facebooku wymieniają się kąśliwymi uwagami na temat pierwszych wpadek PGP albo merytorycznymi analizami dotyczącymi obecnego skomplikowanego systemu doręczeń. Okazuje się, że muszą odbierać korespondencję z różnych, rozrzuconych po mieście i nietypowych punktów. Niektórzy zastanawiają się, czy nie da się w sądzie podważyć legalności potwierdzeń doręczenia wystawionych przez PGP. Na dodatek, o ile sądy i prokuratury mogą do nich wysyłać korespondencję za pośrednictwem niezależnego operatora, to oni muszą wysyłać wszystko za pośrednictwem Poczty Polskiej. Tego wymaga prawo.

– Rozumiem irytację adwokatów, bo polskie prawo w dziedzinie doręczeń jest wyjątkowo niespójne. Komplikuje to pracę każdemu operatorowi, bo w zależności od typu sprawy – cywilnej, karnej, administracyjnej, skarbowej inaczej liczy się terminy awizacji oraz wniesienia apelacji – wyjaśnia prezes Żebrowski i prosi adwokatów o obiektywizm. Przecież Poczta Polska też nie jest ideałem.

Wśród poirytowanych jest pani Natalia, adwokatka z Katowic. W zeszłym roku na początku stycznia dostawała około 30 listów tygodniowo. Teraz styczeń się kończy, a ona odebrała 16 przesyłek. – To koszmar. W kioskach nie ma nawet miejsca na posegregowanie listów. Odbiór trwa i trwa. Tworzą się kolejki. Ludzie się denerwują. Mam już tego dosyć – mówi. W Łodzi adwokaci przeszli od słów do czynów. Okręgowa rada adwokacka w sprawie zmiany operatora podjęła uchwałę miażdżącą nowy ład, a właściwie nieład w sądowych przesyłkach. Upubliczniła ją i przesłała do Ministerstwa Sprawiedliwości. Podobną uchwałę wydała też Naczelna Rada Adwokacka. – Jesteśmy zbulwersowani całą sytuacją. Pomijam fakt, że korespondencję urzędową z sądu odbieramy np. na stoisku monopolowym. Ale te firmy są po prostu nieprzygotowane i mają źle przeszkolony personel – mówi Jarosław Zdzisław Szymański, dziekan łódzkiej rady adwokackiej.

Podobny dokument przygotował Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratur. „Poczynione oszczędności mogą okazać się niewspółmierne do skutków, które leżą bezpośrednio w sferze praw obywatelskich i bezpieczeństwa prawnego obywateli” – ostrzegają prokuratorzy.

Sąd to nie warzywniak

Przepisy dotyczące doręczeń są bardzo szczegółowe i sformalizowane. Wystarczy, że doręczyciel nie wpisze daty, nie złoży podpisu albo na liście nie zostanie przybita pieczątka „awizowano”, a doręczenie jest nieskuteczne. – Jedną ze spraw musiałam przez półtora roku odraczać, bo jeden z pozwanych nie stawiał się, a ja za każdym razem stwierdzałam, że doręczenie było nieskuteczne z winy Poczty Polskiej. Dlatego z drżeniem serca myślę o nowym systemie. Przecież my czasem wysyłamy akta do biegłego. I co? Teraz akta zamiast na poczcie będą leżały między gazetami albo za ladą sklepu spożywczego? Czy ktoś wie, co to znaczy odtwarzanie akt? – oburza się sędzia warszawskiego sądu cywilnego, dodając: – Już dziś wiele osób przychodzi do sądu jak do warzywniaka. Czy jest jeszcze miejsce na powagę wymiaru sprawiedliwości?

PGP z partnerami robi, co może, żeby obsłużyć kontrakt. Ale skala wyzwania jest gigantyczna. Mały sąd rejonowy wysyła średnio 80 tys. listów rocznie. Okręgowy od 300 tys. w górę. A jeszcze są prokuratury. W sumie w ciągu roku trzeba dostarczyć 50 mln przesyłek pod szczególnym nadzorem. – To się nie może udać, bo im po prostu brakuje ludzi o odpowiednich kwalifikacjach. Próbowali nam ich podkupić. Ale ci, co tam poszli, bardzo szybko wrócili. Poczta daje stałe umowy, socjal i stabilną pracę. U nich tego nie ma – mówi Piotr Saugut, przewodniczący NSZZ Listonoszy Poczty Polskiej.

W obronie Poczty Polskiej stanęli politycy. PiS domaga się informacji rządu, dlaczego państwowa firma przegrała w starciu z prywatnym operatorem i to należącym do cypryjskiego funduszu. Chce wprowadzenia do Kodeksu postępowania karnego wymogu, by korespondencja była obsługiwana tylko przez Pocztę Polską. Sam przetarg powinno zbadać CBA. Także NIK zapowiedziała kontrolę w drugiej połowie roku, kiedy będzie już wiadomo, jak działa nowy system doręczeń.

Przetargu broni Jarosław Gowin, były minister sprawiedliwości, jednocześnie podkreślając, że z całą sprawą nie miał nic wspólnego, bo to się zdarzyło po jego odejściu. Przekonuje, że mamy wolny rynek, a Poczta Polska powinna być konkurencyjna. W podobnym duchu wypowiada się Rafał Trzaskowski, minister administracji i cyfryzacji, któremu Poczta Polska podlega.

Tymczasem „Gazeta Polska Codziennie” wytropiła układ, który doprowadził do przegranej państwowych pocztowców. Ustaliła, że w postępowaniu przed KIO Polską Grupę Pocztową reprezentowała kancelaria prawna, w której pracuje Mirosław Barszcz, doradca Jarosława Gowina w czasie, gdy kierował resortem sprawiedliwości. Przypadek?

Informację „GPC” podchwyciła Monika Olejnik w radiowej rozmowie z politykami. Posypały się kąśliwe uwagi, na co kancelaria odpowiedziała pozwami przeciw dziennikarzom i politykom. Ciekawe, gdzie będą odbierać wezwania: w kiosku, spożywczaku czy w rybnym?

PS Dotarła do nas wiadomość z Chorzowa: niezadowolony z medialnego szumu właściciel kamienicy wymówił lokal pani prowadzącej sklep rybny i agencję pocztową.

Współpraca: Juliusz Ćwieluch

Polityka 5.2014 (2943) z dnia 28.01.2014; Rynek; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Sądne dni w rybnym"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną