To on półtora roku temu usuwał ze stanowiska poprzedniego prezesa GPW Ludwika Sobolewskiego. Jako nadzorca rynku kapitałowego wiceminister skarbu zarabiał mniej niż 15 tys. zł miesięcznie, jako podległy temu nadzorowi prezes GPW wyciągnie dziesięć razy więcej, około 2 mln zł rocznie. Taka pensja bardzo zwiększa zainteresowanie tym, co się dzieje wokół parkietu. Utratę stanowiska czyni też bardziej bolesną.
Do listopada 2010 r. prezes zarabiał tyle co wiceminister, ale radykalna zmiana apanaży zarządu giełdy nastąpiła wraz z upublicznieniem walorów GPW na jej własnym parkiecie. Nic dziwnego, że o pracy na giełdzie marzą dziś wszyscy bezrobotni prezesi banków, nie mówiąc o zarządach towarzystw emerytalnych. Bez politycznej rekomendacji jest to jednak niemożliwe. Tamborski ją ma.
Pawła Tamborskiego na swoje stanowisko polecił Mikołajowi Budzanowskiemu Krzysztof Walenczak, wiceminister skarbu w czasach, gdy szefem resortu był Aleksander Grad. Zamienili się rolami. Walenczak wrócił na rynek (jest dyrektorem generalnym polskiego oddziału banku Société Générale), a Tamborski zajął jego miejsce. Już przy Mikołaju Budzanowskim.
Propozycja państwowej roboty padła w bardzo dobrym momencie, Tamborski przeżywał bowiem swoją największą zawodową porażkę, jaką było związanie się z firmą Wood and Company. Teraz zmieni rolę po raz kolejny. To jego specjalność. Grał nawet w przedstawieniu w przedszkolu swojej córki, raz szlachcica, innym razem gwardzistę. Dzieciom bardzo się podobało. Pozostając liczącym się graczem na rynku kapitałowym, zmienia tylko konkurencyjne drużyny.
Oficjalnie kadencja obecnego zarządu GPW skończyła się 26 czerwca i wtedy walne zgromadzenie akcjonariuszy powołało nowy.