W ubiegłym tygodniu notowania ropy Brent z Morza Północnego na giełdach surowcowych zbliżyły się do granicy 90 dol. za baryłkę (bbl). Amerykańska lekka ropa z Teksasu WTI kosztowała jeszcze mniej – ok. 87 dol./bbl. Także polskie rafinerie, kupujące głównie rosyjską ciężką ropę Urals, płacą poniżej 90 dol. Ropa tanieje konsekwentnie od czerwca. Ceny skurczyły się już o ponad 20 proc. Tak tanio nie było od wiosny 2012 r.
To wbrew regułom, wedle których zbliżająca się na półkuli północnej zima zwykle powoduje wzrost cen. Bogate kraje uzupełniają zapasy, zwłaszcza USA – główny konsument ropy – bo Amerykanie masowo ogrzewają swoje domy olejem opałowym i boją się, że zmarzną. Ceny ropy nakręcać też powinna napięta sytuacja międzynarodowa. Duża część Bliskiego Wschodu pogrążona jest w przewlekłych konfliktach. Dawniej jeden, nawet niewielki, wywoływał panikę. A teraz? Spokój. Saudi Aramco, państwowy koncern z Arabii Saudyjskiej, największy na świecie eksporter ropy, poinformował nawet, że obniża ceny listopadowych dostaw dla swych azjatyckich odbiorców. Co się stało? Ropa przestała rządzić światem? Jest kilka teorii tłumaczących fenomen taniejącej ropy. Zacznijmy od najbardziej oczywistych.