Rynek

Łupnęło w szyby

Dlaczego ropa tanieje

Płonące pola naftowe w okolicach Basry w Iraku Płonące pola naftowe w okolicach Basry w Iraku Atef Hassan/Reuters / Forum
Ropa naftowa tanieje, choć teoretycznie powinna drożeć. Świat stanął na głowie?
MS/Polityka
Rafineria Trzebinia S.A., zlokalizowana w Trzebini, w powiecie chrzanowskim, w województwie małopolskim.Paweł Pawłowski/Wikipedia Rafineria Trzebinia S.A., zlokalizowana w Trzebini, w powiecie chrzanowskim, w województwie małopolskim.

W ubiegłym tygodniu notowania ropy Brent z Morza Północnego na giełdach surowcowych zbliżyły się do granicy 90 dol. za baryłkę (bbl). Amerykańska lekka ropa z Teksasu WTI kosztowała jeszcze mniej – ok. 87 dol./bbl. Także polskie rafinerie, kupujące głównie rosyjską ciężką ropę Urals, płacą poniżej 90 dol. Ropa tanieje konsekwentnie od czerwca. Ceny skurczyły się już o ponad 20 proc. Tak tanio nie było od wiosny 2012 r.

To wbrew regułom, wedle których zbliżająca się na półkuli północnej zima zwykle powoduje wzrost cen. Bogate kraje uzupełniają zapasy, zwłaszcza USA – główny konsument ropy – bo Amerykanie masowo ogrzewają swoje domy olejem opałowym i boją się, że zmarzną. Ceny ropy nakręcać też powinna napięta sytuacja międzynarodowa. Duża część Bliskiego Wschodu pogrążona jest w przewlekłych konfliktach. Dawniej jeden, nawet niewielki, wywoływał panikę. A teraz? Spokój. Saudi Aramco, państwowy koncern z Arabii Saudyjskiej, największy na świecie eksporter ropy, poinformował nawet, że obniża ceny listopadowych dostaw dla swych azjatyckich odbiorców. Co się stało? Ropa przestała rządzić światem? Jest kilka teorii tłumaczących fenomen taniejącej ropy. Zacznijmy od najbardziej oczywistych.

1. Spadek popytu

Ropa wypełnia krwiobieg światowej gospodarki. Wszystko, co nas otacza, zawiera jakąś jej część. Nawet jedzenia byśmy nie mieli bez paliwa do maszyn rolniczych, nawozów czy środków ochrony roślin. Każdego dnia potrzebujemy do życia ok. 90 mln baryłek (jedna baryłka to ok. 160 l). Dlatego zapotrzebowanie na ropę jest dobrym barometrem kondycji gospodarczej. A z tą nie jest najlepiej. Pozytywne sygnały płyną wprawdzie z USA, ale w Europie od dawna dzieje się marnie, a na dodatek zwalnia Azja, w tym Chiny, koło zamachowe światowej gospodarki. – Ocenia się, że nadwyżka podaży ropy nad popytem wynosi dziś kilkaset tysięcy baryłek dziennie – wyjaśnia dr Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.

2. Paradoks bliskowschodni

Dotychczas panował dogmat, że każdy konflikt na Bliskim Wschodzie musi doprowadzić do załamania eksportu surowca, a to odbije się radykalnym wzrostem cen. 32 proc. światowej produkcji ropy pochodzi z tego regionu. Te lęki to echo pierwszego kryzysu naftowego z 1974 r., kiedy wojna izraelsko-arabska skłoniła tamtejszych producentów do wprowadzenia embarga eksportowego. Cena skoczyła wówczas o kilkaset procent. Dlatego wszystkie kolejne konflikty, a nawet groźby ich wybuchu, powodowały natychmiastowe skoki cen. Tak było w czasie wojen w Iraku czy arabskiej wiosny 2010 r.

Dziś jednak świat ze zdumieniem odkrył, że uwikłany w konflikty i skrajnie zdestabilizowany Bliski Wschód jak gdyby nigdy nic produkuje i sprzedaję ropę. Bojownicy Państwa Islamskiego sieją śmierć i zniszczenie w Iraku, ale omijają instalacje naftowe. Pogrążona w wojnie domowej Libia, którą jeszcze niedawno skreślono z listy producentów ropy, zwiększyła właśnie produkcję z 200 tys. bbl/d do 900 tys., a wszyscy spodziewają się, że niebawem przekroczy 1 mln bbl/d. Eksport ropy z północnego Iraku zaczęli Kurdowie, korzystając z tureckiego portu Ceyhan, choć Turcy to najwięksi wrogowie Kurdów. Okazuje się, że konflikty zbrojne nie tylko nie ograniczają podaży ropy, ale przeciwnie, sprzyjają jej produkcji i eksportowi, bo stanowią zwykle jedyne źródło pieniędzy potrzebnych do prowadzenia walki.

3. Rewolucja łupkowa w USA

Stany Zjednoczone, największy konsument ropy naftowej, systematycznie przesuwają się w górę na liście producentów. Niektórzy prorokowali, że w tym roku znajdą się na jej czele, wyprzedzając dotychczasowych liderów, czyli Rosję i Arabię Saudyjską. Latem Bank of America przekonywał, że USA już są liderem, tyle że do wydobytej ropy doliczał też kondensat, czyli płynne frakcje węglowodorów uzyskiwane podczas wydobycia gazu ziemnego. A pod względem produkcji gazu ziemnego USA są bez wątpienia numerem jeden.

 

Wszystko za sprawą rewolucji łupkowej, nowej technologii pozyskiwania węglowodorów – ropy i gazu ziemnego – z bezproduktywnych dotychczas złóż. Amerykanie jako pierwsi opracowali opłacalną technologię wyciskania skarbów z podziemnych skał. Produkcja łupkowego gazu okazała się tak wielka, że nie tylko pokryła własne potrzeby, ale także doprowadziła do znacznego spadku cen błękitnego paliwa.

Podobnie dzieje się dziś z ropą. USA od ponad 40 lat nie produkowały jej tak dużo, tym samym znacznie redukując swoje potrzeby importowe. Jeśli w 2005 r. musiały sprowadzać ok. 60 proc. surowca, to w 2013 r. już o połowę mniej. Efekt amerykańskiej rewolucji łupkowej poczuł cały świat. Na światowym rynku pojawiła się więc nadwyżka ropy, co musiało doprowadzić do spadku cen.

Czynnikiem powodującym dodatkowe zamieszanie okazała się polityka rządu Stanów Zjednoczonych. W 1974 r. wprowadził on zakaz eksportu ropy i gazu. Była to reakcja na pierwszy kryzys naftowy motywowana lękiem o bezpieczeństwo energetyczne kraju. Zakaz obowiązuje do dziś, wyłączona jest z niego jedynie Alaska. To mocno komplikuje sytuację amerykańskiej branży naftowej.

Ropa ze źródeł niekonwencjonalnych należy do gatunków bardzo lekkich. Amerykańskie rafinerie mają problem z jej przerobem, bo są przystosowane do przerobu głównie gatunków ciężkich, importowanych z Wenezueli i Kanady. A ponieważ ropy wydobywanej w USA nie można eksportować, to jej cena dramatycznie spadła. Dziś tamtejsze rafinerie płacą ok. 60 dol. za baryłkę krajowego surowca – wyjaśnia dr Czyżewski. Rafineriom taka sytuacja zapewnia zyski, ale dla firm wydobywczych to katastrofa, bo dziś cena jest na granicy opłacalności. Pozyskiwanie ropy ze źródeł niekonwencjonalnych jest kosztowne, zbliżone do kosztów wydobycia z dna morskiego.

Obiektywnie ropa łupkowa jest cenniejsza od wenezuelskiej czy kanadyjskiej, bo zawiera więcej lekkich frakcji, z których wytwarza się paliwa silnikowe. Tyle że każda rafineria ma swoją specyfikę technologiczną, której zmiana jest trudna i kosztowna. Dlatego wielu amerykańskich ekspertów alarmuje: spadek cen ropy na rynkach światowych w połączeniu z blokadą eksportową doprowadzi rewolucję łupkową do szybkiego załamania. Wydobycie gazu i ropy ze skał łupkowych wymaga nieustannego prowadzenia wierceń i szczelinowania. Jeśli z odwiertu konwencjonalnego ropa potrafi płynąć bez przerwy przez kilkadziesiąt lat, to z łupkowego płynie przez rok–dwa, a potem już tylko kapią marne resztki. Żeby utrzymać wydobycie, trzeba więc wiercić i wiercić. A potem szczelinować. Dlatego dla amerykańskich firm eksploatujących łupki tak ważne są zyski z uczestnictwa w światowym rynku ropy, bez nich mogą zaprzestać wydobycia.

Amerykańska rewolucja łupkowa daje światu nadzieję, że ropy szybko nie zabraknie, choć zwolennicy teorii Peak Oil wieszczą nadchodzący naftowy kataklizm. Teoria ta mówi, że świat osiągnął już szczyt wydobycia ropy i znaleźliśmy się na równi pochyłej. Ropy będzie coraz mniej i niebawem się skończy. Trudno to zweryfikować, ale zważywszy, że w łupkach jest więcej surowca niż w złożach konwencjonalnych, być może cywilizacja naftowa ma przed sobą przyszłość. Zwłaszcza jeśli uda się łupkowe doświadczenia USA powtórzyć w innych krajach. Wielu próbuje, także Polska. Nawet Rosjanie, choć na brak konwencjonalnych zasobów nie narzekają, także zaczynają eksploatować łupki. Jednak nie ma się co łudzić: czasy bardzo taniej ropy minęły bezpowrotnie.

 

4. Mocny dolar

Jedną z przyczyn spadku cen ropy było też umocnienie się dolara. Nie sądzę jednak, by ropa miała dalej tanieć. Raczej może zdrożeć – przekonuje Urszula Cieślak, analityk z Biura Maklerskiego Reflex. Także Adam Czyżewski spodziewa się, że w najbliższych miesiącach ropa będzie kosztowała 100–110 dol. za baryłkę. Uważa, że dzięki mocnemu dolarowi producenci łatwiej zaakceptowali niższe ceny. Bo we własnych walutach nie zarabiają tak mało.

Czy ropa zdrożeje i kiedy? Wiele zależy od listopadowych decyzji kartelu OPEC, który rozważa ograniczenie produkcji. Decyzja w tej sprawie należy do Arabii Saudyjskiej. Tylko ona ma swobodę w manipulowaniu kurkiem naftowym. Może go odkręcać i przykręcać. Pozostałe kraje są zbyt zależne od wpływów z ropy, by mogły redukować produkcję.

Na razie Saudyjczycy wahają się, czym doprowadzają do furii Iran, najbardziej nalegający na ograniczenie wydobycia. Niezadowolenia nie kryje też Rosja, która, choć nie należy do OPEC, naciska na kartel, bo niższe wpływy z eksportu ropy to kolejna niepomyślna wiadomość dla Kremla. Na dodatek niebawem odbije się to na wpływach z eksportu rosyjskiego gazu, bo Gazprom swoją cenę wylicza na podstawie cen ropy i produktów ropopochodnych.

Z efektu taniej ropy mogą się za to cieszyć polscy kierowcy. Ceny paliw wprawdzie nie spadły tak bardzo jak ropy na światowych giełdach, ale wynika to z prostego faktu, że jest ona dopiero surowcem do produkcji paliw, a jej koszt stanowi mniejszą część ceny, jaką płacimy przy dystrybutorze. Połowę kwoty stanowią podatki. Drugim czynnikiem ograniczającym efekt taniejącej ropy jest słabnący wobec dolara złoty. Mimo to ceny oleju napędowego są najniższe od połowy października 2011 r. – W porównaniu z rokiem ubiegłym kierowcy płacą na stacjach średnio 44 gr za litr mniej – mówi Urszula Cieślak.

Rynek paliw, choć zależny od cen ropy, rządzi się własnymi prawami. Jest rynkiem wolnym, na którym wszyscy mogą handlować swoimi produktami. Także amerykańskie rafinerie mogą bez przeszkód eksportować paliwa. Każdy produkt ma swoją rynkową cenę wynikającą z podaży i popytu, a także uwarunkowań technologicznych. Bo nie da się wyprodukować tylko benzyny albo tylko oleju napędowego. Z każdej baryłki powstaje gama produktów, tych poszukiwanych i tych mniej, które też trzeba sprzedać, czasem nawet ze stratą.

Dlatego Orlen i Lotos muszą trzymać się poziomu cen, jaki wyznacza rynek, a zarabiają głównie na różnicy cen między tańszą rosyjską ropą Urals a giełdową ropą Brent (zwykle kilka dolarów na baryłce, ostatnio różnica rośnie) i na tzw. premii lądowej, jak nazywa się techniczne odseparowanie polskiego rynku od krajów sąsiednich. Bo paliwo trzeba wozić autocysternami albo koleją, co podnosi koszty konkurencyjnego zaopatrzenia.

Polska, jak i cała Europa, ma problem z rafineriami. Po pierwsze, są już stare i wysłużone, bo od ponad 30 lat nie buduje się nowych. Po drugie, mają wysokie koszty (płace, surowe przepisy środowiskowe), a po trzecie, jest ich za dużo. Przykładem Orlen, który nie wie, co zrobić z rafinerią w litewskich Możejkach. To kolejna ofiara amerykańskiej rewolucji łupkowej. Możejki kiedyś żyły z eksportu benzyn do USA, których tam brakowało, ale teraz Amerykanie nie potrzebują zaopatrzenia z drogiej Europy. Być może, prorokują niektórzy, niebawem Europa, która większość ropy importuje, będzie już tylko importowała gotowe paliwa. Z Chin, Indii albo USA.

Polityka 42.2014 (2980) z dnia 14.10.2014; Rynek; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Łupnęło w szyby"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną