Stołeczny ratusz wystawia na sprzedaż jeden ze swoich największych pustostanów: dom przy ul. Złotej 83. Pięciopiętrowy budynek z przełomu XIX i XX w. był kiedyś bogato zdobioną kamienicą, w której na niższych piętrach znajdowały się wielopokojowe apartamenty. Po odbudowie ze zniszczeń wojennych miał już skromną elewację, bez zdobień i detali. A od lat 60. podupadał, nieremontowany i dewastowany. W klitkach na najwyższych piętrach, wynajmowanych kiedyś przez kamienicznika biednym lokatorom – bez wygód, z kranem na korytarzu – miasto ulokowało ludzi z marginesu. Na początku tego wieku kamienica była już nienadającą się do zamieszkania ruderą. W 2003 r. wykwaterowano z niej ostatnich lokatorów.
– Przewidujemy, że przetarg na Złotą 83 odbędzie się na przełomie stycznia i lutego przyszłego roku – mówi Agnieszka Kłąb z biura prasowego ratusza. Będzie to szósta już próba znalezienia kupca na tę nieruchomość. Wielki pustostan (ponad 4 tys. m kw. powierzchni użytkowej) wpisany jest do rejestru zabytków, musi być remontowany i modernizowany zgodnie z zaleceniami stołecznego konserwatora. Magnesem, który tym razem może przyciągnąć inwestorów, jest zgoda konserwatora na zmianę przeznaczenia budynku na usługowy, a także na budowę podziemnego garażu i adaptację poddasza.
– Przebudowa uwzględniająca wymagania konserwatorskie kosztuje przeważnie więcej niż postawienie nowego budynku o podobnej powierzchni. Decyzja konserwatora o zmianie funkcji kamienicy jest słuszna. Myślę, że tym razem sprzedaż się powiedzie – uważa architekt Miłosz Romańczuk z Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej.
Straszą i szpecą
Cena wywoławcza nieruchomości ma wynieść 14 mln zł. W tym samej działki, którą miasto chce oddać w użytkowanie wieczyste – 10,6 mln zł. Proporcje są typowe dla starych domów na drogich gruntach. Metr działki wyceniono na 7,1 tys. zł, metr budynku – na 836,4 zł. Gdyby kamienica nie została wpisana do rejestru zabytków, jej los byłby przesądzony: zastąpiłby ją kolejny szklany biurowiec.
Pustostanem jest także sąsiednia kamienica, przy Żelaznej 24. Jeszcze bardziej zaniedbana, z otwartym podwórkiem, które stało się wysypiskiem śmieci. – Zwróciliśmy się do wieczystego użytkownika gruntu z wezwaniem do pilnego uprzątnięcia i zabezpieczenia terenu – zapewnia Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka prasowa warszawskiej dzielnicy Wola. Użytkownikiem gruntu i właścicielem pustostanu jest firma deweloperska JJ Investment spółka z o.o., która na razie nie planuje inwestycji na tej działce.
Pustą ruderą z brudnymi, zabazgranymi murami jest zabytkowa kamienica Lilpopów u zbiegu ul. Zgoda i Chmielna (z 1877 r.). W ścisłym centrum stolicy, przy prestiżowych wydawałoby się ulicach. Budynek został przejęty przez spadkobiercę właścicieli, a w 2003 r. zaczął się remont według znanego scenariusza: najpierw wykurza się lokatorów. Z lokatorami się powiodło, ale remont był głównie dewastacją. Zlikwidowano klatkę schodową, wyburzono ściany. W 2005 r. kamienica została sprzedana hiszpańskiej firmie hotelarskiej, ale nadal nic się tam nie dzieje.
– Administracyjnie możemy ingerować we własność prywatną tylko w skrajnych sytuacjach, na przykład kiedy zabytkowy budynek grozi zawaleniem. Na to, że szpeci miasto, nie mamy bezpośredniego wpływu. Przepisy stanowią, co prawda, że budynek powinien być utrzymywany w należytym stanie technicznym i estetycznym, ale postępowania w tej sprawie nie zawsze przynoszą rezultaty – przyznaje Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy. Kamienica przy Zgody 1 na razie się nie zawala. Przed spadającym tynkiem chronią przechodniów daszki, zabytek może więc spokojnie niszczeć dalej.
– W Krakowie jest niewiele pustych kamienic. Czyszczenie domów, jak właściciele nazywają wyrzucanie lokatorów, dobiegło w naszym mieście końca – twierdzi Alicja Sarzyńska, prezeska Polskiego Zrzeszenia Lokatorów. Największą chyba internetową ofertę pustych kamienic na sprzedaż ma Poznań. Miejscowi „czyściciele” byli wyjątkowo bezwzględni i skuteczni. W Poznaniu jest 30 tys. pustostanów – alarmuje Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów. Działacze stowarzyszenia i miejscowi squattersi policzyli puste mieszkania w pięciu dzielnicach (zajmujących 20 proc. obszaru miasta) i wyszło im, że jest ich 3,1 tys. Większość znajduje się w prywatnych kamienicach albo w domach o nieustalonej własności. Inna rzecz, że do pustostanów mieszkaniowych wliczyli także opuszczone koszary i kilka budynków niemieszkalnych, które w najlepszym razie nadają się na squaty.
Gołym okiem widać jednak, że pustostanów jest coraz więcej. Statystyka to potwierdza. Podczas ostatniego spisu powszechnego (z 2011 r.) doliczono się prawie 970 tys. pustych mieszkań, o 210 tys. więcej niż podczas poprzedniego (z 2002 r.).
Chociaż nie ma pewności, czy rzeczywiście jest ich dokładnie tyle. Nie był to spis z natury, przeprowadzany bezpośrednio przez rachmistrzów. Po raz pierwszy informacje zbierano głównie za pomocą formularzy elektronicznych, przede wszystkim przez internet. A nie wszyscy właściciele mieszkań przyznają się do tego, że je wynajmują. Drugim źródłem były informacje z rejestrów administracyjnych. Nowy, mieszany system jest tańszy od tradycyjnego, ale wydaje się mniej wiarygodny. Podsumowanie wyników spisu zajęło GUS wyjątkowo dużo czasu: pierwsza publikacja o mieszkaniach ukazała się w ubiegłym roku, druga – w obecnym.
Według GUS pustych mieszkań należących do gmin było w czasie spisu 49,9 tys. (5,1 proc. ogółu). Statystycznie niewiele, ale to one budzą największe emocje. Na lokale od miasta czeka ponad 130 tys. rodzin, a tu tyle pustostanów. Szkopuł w tym, że większość znajduje się w ruderach, które czekają na remont albo rozbiórkę. W Łodzi wykwaterowano lokatorów ze 110 komunalnych kamienic w fatalnym stanie. Część jest nie do uratowania. W Warszawie wiele jest pustych mieszkań, bo formalnie należą jeszcze do miasta, ale do budynków zgłoszone zostały roszczenia. Zarządy miejskich nieruchomości w Krakowie, Gdańsku, Szczecinie, Łodzi odpowiedziały na zarzut niegospodarności apelem: zgłoś nam pustostan (formularze zgłoszeń są na stronach internetowych urzędów miast).
Reguły są twarde
Większość niezamieszkanych lokali to jednak własność prywatna. W tym 139 tys. (14,3 proc. ogółu) znajduje się w domach zbudowanych po 1989 r. Tyle średnio budowało się w ostatnich latach w ciągu roku, łącznie z domami jednorodzinnymi. Dlaczego stoją puste?
– Wynajem jest ryzykowny. Jeśli lokator przestanie płacić, zamiast zysków będę miała straty – mówi pani Joanna, właścicielka pustostanu w Warszawie. O wynajmie okazjonalnym, który pozwala pozbyć się lokatora w trybie bezprocesowym, właściciele albo nie wiedzą, albo nie wierzą w jego skuteczność. To prawda, że procedury są skomplikowane: przyszły lokator podaje w umowie (notarialnej i rejestrowanej w urzędzie skarbowym), gdzie zamieszka, jeśli będzie się musiał wyprowadzić, i przedstawia zgodę właściciela wskazanego lokalu. Ale jeśli przestanie płacić, nie będzie mu przysługiwała żadna ochrona. Można w takim przypadku eksmitować każdego i o każdej porze roku.
Kupno drugiego albo kolejnego mieszkania coraz częściej traktowane jest jednak po prostu jako lokata oszczędności. Przez ludzi zamożnych, bo za przeciętną pensję Polak kupi tylko 0,6 m kw. mieszkania. Nieruchomości uważane są przy tym za lokatę bezpieczną, na której można nieźle zarobić: ceny zmieniają się cyklicznie i po ostatnich spadkach przyjdą z czasem wzrosty. Puste mieszkania, w nowych domach często w stanie deweloperskim, jeszcze nie wykończone, to kapitał odłożony przez jednych na starość, przez innych – dla dzieci. Albo po prostu do czasu, kiedy ceny nieruchomości pójdą w górę.
– Pustostany świadczą także o błędach w polityce mieszkaniowej. Wspierana jest przede wszystkim własność. Budownictwo społeczne, dla mniej zamożnych, nie ma dzisiaj szans. Dlatego więcej gospodarstw domowych decyduje się na wspólne zamieszkiwanie, a jednocześnie przybywa pustostanów – mówi prof. Maciej Cesarski ze Szkoły Głównej Handlowej.
Kolektyw stołecznego squatu Syrena proponuje proste rozwiązanie: zajmuj pustostany, okupuj, stawiaj opór. Tyle że okupować można budynki porzucone, niczyje. Zajmowanie cudzej własności kojarzy się w Polsce fatalnie. To już było i nie powinno wrócić. Ale zdarza się, że właściciel zgadza się na czasowe korzystanie z nieruchomości. Przykładem może być zabytkowa kamienica przy Cichej 4 w Lublinie, w której w ubiegłym roku powstało Autonomiczne Centrum Społeczne. Z galerią, czytelnią, pokazami filmów, spektaklami teatralnymi. Właściciel kamienicy przez 10 lat szukał na nią kupca. Jeśli go znajdzie, organizacje społeczne stracą lokum.
W Warszawie na podobnej zasadzie powstał przy Puławskiej 37 Aktywny Dom Alternatywny. Z tym że właścicielem pustostanu jest miasto. Zabiegali o ten budynek squattersi ze zlikwidowanej Elby. – Zarejestrowali stowarzyszenie, mają miastu coś cennego do zaoferowania – uzasadnia swoją decyzję wiceprezydent Olszewski. Ze strony internetowej ADA wynika, że dzieje się tu dużo i że było warto.
Squat Przychodnia przy Skorupki 6a powstał w pustostanie po należącej do miasta przychodni chorób płuc. Stołeczne władze go tolerowały, ale działka, na której stoi budynek, została właśnie zwrócona spadkobiercom dawnych właścicieli. Przed wojną były tu trzy nieruchomości, spadkobierców jest kilkunastu. – Rozmowy z właścicielami i procedury potrwają jakiś czas, budynek może jeszcze postać rok, a może i trzy lata. Jeśli wcześniej nie znajdzie się kupiec – mówi adwokat Jan Stachura, reprezentujący właścicieli. Ze squattersami trudno mu się dogadać, bo nie mają szefa: każdy reprezentuje tylko siebie.
Fundacja Bęc Zmiana zorganizowała w październiku w Warszawie spacer szlakiem opustoszałych lokali po sklepach, zakładach usługowych, restauracjach. Na ul. Marszałkowskiej doliczono się na odcinku od pl. Unii Lubelskiej do pl. Zbawiciela 15 pustostanów. Fundacja poszukuje lokali na kluby, centra kultury, integracji społecznej. Może liczyć tylko na miasto: od organizacji pozarządowych bierze ono niższe czynsze.
Przy najmie komercyjnym reguły są twarde: lokal zostanie wynajęty temu, kto wygra konkurs, czyli zaproponuje najwyższy czynsz. Za najbardziej atrakcyjne lokale w Śródmieściu płaci się od 140 do 522 zł za metr. Czasem okazuje się, że najemca się przeliczył i Warszawie przybywa kolejny pustostan (w miejskim majątku jest ich 928). Większość pustych lokali jest jednak własnością prywatną.
Pustostanów będzie przybywało. Spis powszechny pokazał, że opuszczonych zostało wiele domów na wsi, przybywa budynków niczyich, porzuconych. Nie jesteśmy już przykuci do swoich mieszkań, przenosimy się tam, gdzie jest praca. Ale spis pokazał również, że nie wystarczy więcej budować, a sytuacja mieszkaniowa automatycznie się poprawi. Budownictwo wyłącznie własnościowe, dla ludzi z dobrą zdolnością kredytową albo dużą gotówką, niczego nie poprawiło: rodzin bez samodzielnego mieszkania jest nawet więcej niż dekadę wcześniej.