Rada Dialogu Społecznego będzie sukcesem – ale tylko dla głównych grup interesu
Rada Dialogu Społecznego będzie sukcesem. Z prostego powodu: ponieważ zarówno związki zawodowe, pracodawcy, jak i rząd go potrzebują. Partnerzy społeczni dogadali się i zaprezentowali projekt rządowi i prezydentowi.
Władza wysłuchała ich postulatów, wynegocjowała warunki i teraz chce wcielić ich propozycje w życie. Po co? By związki zawodowe, które od czerwca 2013 r. nie spotykają się z rządem i pracodawcami, wreszcie usiadły do rozmów. Każdy na tym projekcie skorzysta.
Pracodawcy zostali pośrednikami między dwiema zwaśnionymi stronami i dzięki temu mogą jeszcze raz podkreślić, jak ważną rolę organizacje zrzeszające firmy ogrywają w polskiej demokracji. Pracodawcy także przeszli kilka finansowo lat, bo członkowie organizacji nie płacili składek na czas. Dzisiaj znowu mogą mówić, że uczestniczą w ważnym procesie stanowienia prawa.
Po zaprezentowaniu projektu na początku kwietnia związkowcy będą mogli powiedzieć, że udało im się przewalczyć zmiany ważne dla ich organizacji. Ale to wcale nie oznacza, że protesty w poszczególnych branżach ucichną.
Centrale NSZZ „Solidarność”, OPZZ i Forum Związków Zawodowych muszą udowodnić przed swoim wewnętrznym aktywem, że udaje im się coś załatwić w Warszawie, bo od kilku lat ich wpływ na politykę był bardzo ograniczony.
Co zmieni ustawa?
Przewodniczący Rady Dialogu Społecznego będzie wybierany na roczną kadencję rotacyjnie – po kolei przez każdą ze stron dialogu.
Członkowie Rady będą powoływani nie tak, jak dotychczas – przez premiera – ale przez prezydenta. Czyli tak samo jak w przypadku członków rządu, premiera czy osób szefujących niektórym urzędom centralnym. Prezydent będzie miał teraz pieczę nad dialogiem społecznym, co będzie z kolei jego sukcesem, i to ogłoszonym na miesiąc przed wyborami.