O jednym ze szpitali uczelnianych – Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym – jest teraz głośno za sprawą omyłkowego usunięcia pacjentowi zdrowej nerki i późniejszych prób ratowania mu życia poprzez oszczędne wycięcie guza z drugiej. Operacja się udała, ale w tej sytuacji trudno nazwać ją sukcesem. Pięć lat temu głośno było o całej wrocławskiej akademii medycznej. Opisywaliśmy wtedy („Akademia tego i owego”, POLITYKA 45/10) poprzedniego rektora – plagiatora, a także splot afer, intryg, wojen podjazdowych, które w końcu doprowadziły do nałożenia kary na uczelnię: zakazu prowadzenia habilitacji przez trzy lata. Rektor Ryszard Andrzejak został odwołany, zastąpił go dotychczasowy prorektor prof. Marek Ziętek. Ale po latach w szpitalach uniwersyteckich wciąż źle się dzieje. Dyrektorzy zakładają prywatne firmy medyczne, żerujące finansowo na publicznych klinikach. Sam rektor – przełożony dyrektorów – lekką ręką odstępuje majątek uczelni prywatnej spółce.
Dyrektor pierwszego z uniwersyteckich szpitali, tego od nerki, Piotr Pobrotyn (lekarz, lat 42, miłośnik motorów, zwłaszcza marki Harley-Davidson), nadal piastuje tę funkcję, choć przed pięciu laty oburzenie wywoływał fakt, że jego żona, dentystka, wynajmowała w akademickiej klinice pomieszczenie na prywatny gabinet stomatologiczny. Na co pozwalać miał skompromitowany plagiatem odwołany rektor. Na stanowisku dyrektora Pobrotyn jest od 2006 r.
Rzutki biznesmen. Z jednego gabinetu dentystycznego przez te lata stworzył całe imperium medyczne. Sieć spółek (m.in. Citodent Centrum Stomatologiczne, Citodent Rodzinny, Camea Instytut Medycyny Estetycznej, Perfect Dent), należących do dyrektora i jego żony, kontraktuje usługi z NFZ.