Czy robili sobie Państwo test na portalu „Latarnik Wyborczy”? Polecałbym zwłaszcza pytanie 19, które brzmiało: „Czy najbogatsi obywatele powinni płacić wyższe podatki niż obecnie?”. Ilu kandydatów na prezydenta RP odpowiedziało, że zgadza się z takim stawianiem sprawy? Otóż żaden. Dziesięciu panów, którzy ubiegali się o najwyższy urząd w kraju, jest najwyraźniej zdania, że najbogatsi nie powinni płacić wyższych danin publicznych. No bo niby z jakiej racji?
Na ich tle wyróżniła się Magdalena Ogórek, która odparła, że „nie ma w tej kwestii zdania”. Mniej więcej w tym samym czasie inny „lewicowiec” Janusz Palikot zaznaczył w kwestionariuszu Radia TOK FM, że jest zwolennikiem… podatku liniowego i w ogóle przeciwnikiem fiskalizmu we wszelkich jego przejawach. Skoro więc nawet polska „lewica” uważa, że podatki to droga jednokierunkowa (tylko w dół), to trudno się dziwić, że „prawica” (przynajmniej ta ekonomiczna) uderza w tony nieskrępowanie libertariańskie. I tak niezawodny Janusz Korwin-Mikke w telewizyjnej debacie postulował w ogóle zniesienie podatku dochodowego, który jest jego zdaniem „karą za to, że ludzie dobrze pracują”. I absolutnie nie powinno zaskakiwać, że w ramach tak ustawionego spektrum słabsi programowo kandydaci (choćby Paweł Kukiz) na pytanie „jakie podatki?” odpowiadali instynktownie: „oczywiście, że jak najniższe!”
Kij ma dwa końce
Na pierwszej linii gry o realną władzę wcale nie jest inaczej. Na samym finiszu kampanii prezydenckiej z rządowego projektu nowelizacji ordynacji podatkowej zniknęła tzw.