Kto się pasie na lesie
Wycinka do potęgi: kto zarabia na handlu polskim drewnem?
Chodzi o system sprzedaży drewna. – Jest zły, bo w sposób nieuzasadniony winduje ceny – mówi pan X, właściciel sporego tartaku na Pomorzu. – Państwo oddało dobro narodowe, jakim są lasy, jednej grupie, która kieruje się własnym interesem. Leśniczówki mają wyremontowane, że bardziej się nie da, samochody wymieniane regularnie, stroje służbowe w kilku zestawach za kilka tysięcy złotych, płace wyższe niż w górnictwie czy energetyce.
Pan X swoje przedsiębiorstwo zbudował w szczerym polu, które porastały chabry. Wypowiada się anonimowo, by uniknąć zadrażnień z leśnym monopolistą, pokrywającym 90 proc. całego krajowego zapotrzebowania na drewno.
W nazwie państwa jest aż w nadmiarze – Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe. Ten zarządzający lasami byt (25 tys. pracowników, średnia płaca – 7 tys. zł) nie jest ani spółką, ani przedsiębiorstwem, ani agencją, tylko tworem szczególnym, działającym na podstawie specjalnej ustawy. Wartość drewna, które pozyskuje, przekracza 7 mld zł rocznie. Przetwarzają je liczne firmy branży drzewnej, papierniczej i meblarskiej. Łącznie zatrudniają 260–300 tys. ludzi. Wytwarzają 9 proc. wartości tego, co sprzedaje cały krajowy przemysł. Spora część trafia za granicę – połowa produkcji papieru, dziewięć z dziesięciu wytworzonych w Polsce mebli. W sumie eksport oparty na drewnie wart jest 45 mld zł. Gdy różne gałęzie produkcji więdły, tu się powiodło. Przemysł to prosty, mało ambitny, ale jest. Rozkwitł w warunkach niedogmatycznych – częściowego ograniczenia wolnego rynku. Polska nie jest tu zresztą jakimś wyjątkiem.