Sensacyjna informacja, że w Polsce będą produkowane auta marki Jaguar, obiegła wszystkie media. Jaguar to synonim auta z górnej półki. Dotąd takich w Polsce nie produkowano. W rzeczywistości chodzi nie o Jaguara, ale o Defendera, nowa wersję słynnego modelu Land Rovera. Też nieźle.
W końcu to ulubione auto królowej Elżbiety, a i James Bond niedawno nim jeździł (w filmie „Skyfall”). Skąd jednak to zamieszanie? Po prostu firma produkująca oba modele nazywa się dziś Jaguar Land Rover (JLR), ale wszyscy słyszą tylko pierwszy człon. I to ona poszukiwała miejsca na uruchomienie produkcji nowego Defendera. Wygląda na to, że znalazła je w Polsce.
JLR należy do indyjskiego koncernu Tata Motors, którego właścicielem jest Ratan Tata. Kiedy Tata postanowił kupić wystawione na sprzedaż przez Forda brytyjskie zakłady produkujące Jaguary i Land Rovery, cały świat był w szoku. Inwestor z kraju, którego motoryzacyjnym symbolem jest motoriksza zwana tuktukiem, kupował ikony światowego motobiznesu! No, ale skoro miał pieniądze, nie było co grymasić. Brytyjczycy mają za sobą przykrą lekcję związaną z Roverem. Kiedy upadał, ratowali go, chcieli, by pozostał brytyjski. W efekcie słynna marka odjechała do historii.
Okazało się, że pod opieką Taty legendy brytyjskiej motoryzacji mają się całkiem dobrze. Do tego stopnia, że chcą powiększać moce produkcyjne. Oczywiście nie w Wielkiej Brytanii, ale w krajach, gdzie koszty robocizny są niższe. Na przykład w Europie Środkowej, która stała się dziś centrum produkcji motoryzacyjnej. Kraje naszego regionu rywalizują o każdą nową fabrykę, gotowe inwestora zasypać dziesiątkiem przywilejów, zwolnień podatkowych i dotacji. W tym wyścigu ostatnio wygrywali Słowacy, ale wygląda na to, że tym razem złoty deszcz na Tatę postanowiła spuścić Polska, zostawiając w tyle, Słowację, Czechy, Węgry i Turcję.