Taki wzrost nam wystarczy
Polska gospodarka zwolniła w II kwartale. To źle? Niekoniecznie
Według wstępnego szacunku GUS polski PKB powiększył się w drugim kwartale o 3,3 proc. po wzroście o 3,6 proc. w pierwszych trzech miesiącach roku. To co prawda wolniej, niż prognozowała większość analityków, ale nie trzeba martwić się takim wynikiem.
Po pierwsze, główną przyczyną spowolnienia nie było pogorszenie koniunktury, a… wcześniejsza niż przed rokiem Wielkanoc. W 2015 r. Wielki Tydzień przypadł na przełom marca i kwietnia, przez co wielu Polaków zrobiło już świąteczne zakupy w marcu. Podbiło to konsumpcję w pierwszym kwartale kosztem drugiego. Dlatego po oczyszczeniu danych z czynników sezonowych tempo wzrostu gospodarki przyspieszyło do 3,6 proc. z 3,4 proc. na początku roku.
Po drugie, Polska jest wciąż w ścisłej czołówce najszybciej rozwijających się krajów Unii. Po trzecie, taki wzrost PKB to na razie najwięcej, na co nas stać.
Przed globalnym kryzysem Polska gospodarka rosła nawet w tempie 6–7 proc. rocznie. Dzisiaj takie tempo wzrostu byłoby jednak praktycznie niemożliwe, a nawet bardzo niebezpieczne. Przed dekadą polskie firmy doznały pozytywnego szoku ekonomicznego – po wejściu do Unii otwarł się przed nimi szeroki i chłonny europejski rynek, a do Polski zaczęły dużym strumieniem płynąć inwestycje zagraniczne napędzając popyt w usługach i budownictwie.
W rezultacie Polakom udało się unowocześnić fabryki i podłączyć pod pędzącą światową gospodarkę, która rosła dzięki szybkiej globalizacji i niskim kosztom pożyczek. Globalny kryzys pokazał jednak, że te źródła wzrostu uległy częściowemu wysuszeniu. Banki przykręciły kurek z pieniędzmi, a Chinom czy Brazylii wyczerpały się możliwości ekspansji bazującej wyłącznie na taniej sile roboczej.
Również czynniki krajowe nie popychają gospodarki do przodu tak mocno jak jeszcze kilka lat temu.