Narodowy Bank Polski nie ma dobrych wiadomości: inflacja będzie dalej rosnąć, a pod koniec roku dojdzie do prawie 20 proc. Jedyna nadzieja w tym, że ta prognoza NBP – podobnie jak poprzednie – okaże się błędna.
„Nie leci z nami pilot”, powtarzają jak mantrę ekonomiści; polska gospodarka jest fatalnie zarządzana. Straszą stagflacją, czyli sytuacją, w której inflacji towarzyszyć będzie ostre hamowanie PKB, a może nawet recesja.
Czy powinniśmy się cieszyć z jednego z najpłytszych spadków PKB w Europie i nastawiać na optymistyczne prognozy wzrostu w 2021 r.? Przeświadczenie, że jesteśmy „lepsi od Niemców”, nie powinno nas zmylić.
Ustawa budżetowa służy raczej propagandzie, niż pokazuje prawdziwy stan finansów państwa. Nie znając go, nie możemy patrzeć politykom na ręce.
GUS potwierdził: w II kw. PKB zmniejszyło się rok do roku o 8,2 proc. To efekt spadku konsumpcji, dotąd głównego silnika polskiej gospodarki.
PKB w drugim kwartale 2020 r. spadło o 8,2 proc., podał GUS. To sporo, ale wciąż mniej, niż oczekiwano. I mniej niż w większości krajów Unii. Czy polska gospodarka uodporniła się na pandemię? Raczej nie. Czeka nas gorąca jesień.
Międzynarodowe instytucje prognozują, że polska gospodarka skurczy się o 3,5–4,6 proc. To największa recesja od 1991 r., ale i tak niższa niż w innych krajach UE. I okupiona rekordową dziurą w finansach publicznych.
Najnowszy raport GUS potwierdził niższy od oczekiwanego PKB za 2019 r. i mocny spadek dynamiki konsumpcji mimo rosnącego zatrudnienia i płac oraz nowych programów społecznych. Gospodarka będzie się rozwijała wolniej i znaczna część z nas to odczuje.
We wtorek NBP opublikował najnowsze prognozy makroekonomiczne dla Polski. Zgodnie z nimi PKB ma w przyszłym roku wzrosnąć o 3,6 proc. wobec 4 proc. oczekiwanych w lipcu.
Rząd triumfuje, twierdząc, że znalazł nowy, skuteczny mechanizm rozwoju Polski. Im więcej wydatków socjalnych, tym rozwój szybszy. Mamy cud gospodarczy?