Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Podniebna karuzela

Prezes LOT podał się do dymisji. Ale na tym problemy przewoźnika się nie kończą

Agencja Gazeta
LOT znów nie ma prezesa, a przyszłość naszego narodowego przewoźnika, którego niedawno wszyscy uratowaliśmy, rysuje się mgliście.
BriYYZ/Flickr CC by SA

Przyzwyczailiśmy się już, że po wyborach rusza kadrowa karuzela w spółkach kontrolowanych przez państwo. Jednak teraz ta karuzela wystartowała nawet wcześniej. Do dymisji podał się właśnie Sebastian Mikosz, który w ten sposób zakończył drugą już przygodę z szefowaniem Lotowi.

Tym razem wytrwał na jednym z najgorętszych stołków w Polsce dwa i pół roku, czyli całkiem długo. Jako oficjalną przyczynę odejścia podał złe relacje z Ministerstwem Skarbu Państwa. Poszło ponoć o wybór inwestora dla LOT.

Mikosz nadzorował projekt ratowania linii, na co potrzebne było ok. pół miliarda złotych pomocy publicznej. Wszyscy złożyliśmy się z naszych podatków, aby LOT nie podzielił losów węgierskiego Malevu. Ta operacja się udała, chociaż trzeba było za zgodę Unii Europejskiej na taką pomoc zapłacić likwidacją niektórych połączeń.

Gdy minęło najgorsze, Mikosz postanowił zaatakować. Przedstawił bardzo śmiały plan ekspansji, zakupu nowych maszyn i uruchamiania lotów do kolejnych portów azjatyckich.

LOT miał się rozwijać nie jako mała linia podłączona pod Lufthansę czy innego wielkiego przewoźnika, ale jako niezależny gracz, liderujący regionowi. Jednak do tej ekspansji potrzebne są ogromne pieniądze. Pierwszy krokiem miało być zatem znalezienie inwestora.

Na horyzoncie pojawił się fundusz inwestycyjny Indigo Partners, mający udziały m.in. w znanej doskonale polskim pasażerom węgierskiej linii Wizz Air. Mikosz chciał szybko zdobyć pozwolenie polityków na częściową prywatyzację LOT, jednak chyba zapomniał, że w sezonie wyborczym to praktycznie niemożliwe.

W sytuacji, gdy w sondażach prowadzi PiS, Platforma na pewno nie dostarczy przeciwnikom politycznej amunicji, godząc się na sprzedaż choćby kawałeczka LOT.

Reklama