Przez lata Niemcy przekonywali świat, że diesel to technologia przyszłości. Wydali mnóstwo pieniędzy na inwestycje, które miały zmienić postrzeganie silników wysokoprężnych, kojarzonych w wielu częściach świata z hałasem i zanieczyszczeniem środowiska. Jednak niemieccy giganci starali się udowodnić, że to stereotypy dotyczące diesla przeszłości.
Szczególnie trudne zadanie stało przed producentami pojazdów z takim silnikiem w Stanach Zjednoczonych, od których zaczął się najnowszy skandal, a gdzie diesel miał przez lata szczególnie złą markę. Volkswagen nieprzypadkowo promował się za oceanem jako koncern oferujący pojazdy stosujące technologię „clean diesel”. I to właśnie w nich doszło do manipulacji oprogramowania, dzięki czemu w testach rzeczywiście wypadały bardzo „clean”.
W Polsce, gdzie królują samochody sprowadzane z Zachodu, często już mocno zużyte, kwestia zanieczyszczania środowiska traktowana jest jako sprawa trzeciorzędna. Jednak wiele krajów bogatszych zwraca dziś uwagę na to, jak wiele szkodliwych substancji emitują pojazdy.
Zataczająca coraz szersze kręgi afera Volkswagena może stać się dobrym pretekstem do ograniczenia roli samochodów dieslowych, a może nawet do zakazu ich importu. Szwajcaria już zdecydowała o wstrzymaniu sprzedaży pojazdów Volkswagena z silnikiem wysokoprężnym. Jeśli za nią pójdą kolejne państwa, technologia diesla znajdzie się poważnych tarapatach.
Najbliższe tygodnie upłyną na testowaniu setek modeli, produkowanych nie tylko przez firmy z grupy Volkswagena. Już wiemy, że ofiarą oszustwa padli klienci także innych marek tego koncernu jak Audi. Jeśli jednak okaże się, że manipulowanie wynikami testów było zjawiskiem powszechnym również poza koncernem z Wolfsburga, cały przemysł motoryzacyjny mogą czekać ogromne zmiany.