Gospodarkę można opisać za pomocą masy liczb, wskaźników i wykresów: PKB, budżet, import, eksport, dochody, kredyty, podatki, zatrudnienie, inflacja itd. Pozornie obiektywnych, ale oddających tylko część prawdy. Bo jest też wizja subiektywna: społecznych nadziei, obaw, lęków, wyobrażeń czy aspiracji. Wygląda na to, że te dwa opisy kompletnie się dziś rozmijają.
Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że w drugim kwartale 2015 r. produkt krajowy brutto (PKB) wzrósł o 3,3 proc. To dowód, że polska gospodarka ma się dobrze i rośnie w niezłym tempie. – Gospodarka jest dziś w bardzo dobrej kondycji. Mamy niezły wzrost gospodarczy, zrównoważone finanse, spadające bezrobocie. Z makroekonomicznego punktu widzenia można tylko marzyć, by taka sytuacja utrzymywała się jak najdłużej – wyjaśnia prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC. Wzrost gospodarczy jest napędzany przez trzy silniki: popyt wewnętrzny, inwestycje i eksport. Zwykle jest tak, że kiedy jeden słabnie, drugi dodaje gazu. W pierwszej połowie roku ciągnął nas eksport (mieliśmy sporą nadwyżkę w handlu zagranicznym). Kiedy ruszą inwestycje finansowane w ramach nowej perspektywy unijnej, pociągnie nas popyt inwestycyjny. Ostatnio silniej ruszył rynek wewnętrzny. Malejące bezrobocie i wzrost płac przekładają się na rosnący popyt konsumpcyjny.
Tymczasem z lipcowego sondażu TNS Polska wynika, że większość Polaków (58 proc.) jest przekonanych, iż polska gospodarka znajduje się w stanie kryzysu.