Czy ministrem zdrowia musi być lekarz? Może, ale bywały już odstępstwa od tej zasady. Albo czy za cyfryzację kraju odpowiadać może jedynie informatyk? Oczywiście, że nie. Mało tego – ministrem obrony albo spraw wewnętrznych to nawet nie może być czynny wojskowy ani policjant. W końcu zasada cywilnej kontroli nad resortami siłowymi jest fundamentem naszej demokracji. Skąd więc obsesyjne przekonanie, że tylko ekonomista może pokierować polityką ekonomiczną rządu?
Instrukcja obsługi finansów
Fakty są takie, że po 1989 r. mieliśmy w Polsce 17 ministrów finansów. Wielu w randze wicepremierów. A wśród nich nie było ani jednego „cywila”. Oczywiście różnili się między sobą. Najważniejszą grupę stanowili profesorowie. A więc osoby, które do gabinetu trafiły niemal wprost ze świata akademickiego. Byli więc w pierwszym rzędzie ekonomistami, a dopiero potem stawali się politykami. Nieraz wybitnymi. Najważniejszy z nich to oczywiście Leszek Balcerowicz. Został szefem ekipy gospodarczej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, choć nie był w solidarnościowej opozycji żadną figurą polityczną, tylko zdolnym technokratą, który jeszcze w latach 70. zajmował się naukowo rozpatrywaniem różnych scenariuszy wprowadzania do socjalizmu elementów rynkowych. Nikt wtedy nie wiedział, że okaże się samorodnym talentem politycznym, który stworzy wzorzec aktywnego i potężnego ministra finansów w III RP. Fachowca patrzącego z góry na polityczne wojenki swoich kolegów z gabinetu i interpretującego żelazne prawa rządzące gospodarką.
Był to wzorzec na tyle silny, że kolejne rządy próbowały znaleźć swoją własną kopię charyzmatycznego ojca terapii szokowej. Często nieudolnie.