W Sejmie pojawiła się ustawa o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego. Jak niemal wszystkie ostatnio ustawy, wyskoczyła jak diabeł z pudełka, czyli została zgłoszona przez posłów PiS, a nie przez rząd.
Oczywiście wiadomo, o co chodzi: o pośpiech, ominięcie konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych. Mamy rewolucję i nikt sobie takimi „burżujskimi wydumkami” głowy zawracać nie będzie. Zwłaszcza że Ministerstwo Energii, które powinno zająć się takim projektem, jest dopiero w powijakach.
Projekt ustawy robił wrażenie jednak nie rewolucyjnym charakterem, ale przeciwnie, wolą kontynuacji polityki PO. W uzasadnieniu jest nawet mowa o konieczności wygaszania nierentownych kopalń. WYGASZANIA!
To słowo było jeszcze niedawno zakazane. Grzegorz Tobiszowski, baron PiS ze Śląska i wiceminister energii, usiłował je zastąpić słowem „wyciszanie”, ale też oberwał. Żadnego wyciszania ani wygaszania. Przeciwnie, ma być intensywny rozwój, zwiększanie wydobycia. Bez względu na koszty, bez względu na cenę, bez względu na warunki geologiczne. Bez względu na to, czy jeszcze węgiel jest czy już go nie ma.
Kiedy w styczniu koalicja PO-PSL przeprowadziła ustawę o funkcjonowaniu górnictwa, będącą planem ratunkowym, pozwalającym na sfinansowanie z budżetu operacji zamykania kopalń w najbardziej beznadziejnej sytuacji, PiS nie kryło oburzenia. Europoseł Andrzej Duda zapowiadał zaskarżenie ustawy do Trybunał Konstytucyjnego.
Dziś jednak PiS zderzyło się z realiami i zamiast obalać ustawę PO, pospiesznie chce ją znowelizować, wydłużając jej obowiązywanie. Polskie państwowe górnictwo jest w stanie faktycznego bankructwa i szans na ratunek na razie nie widać. Ceny węgla na rynkach światowych szorują po dnie, a u nas koszty wydobycia są bardzo wysokie.