Zgodnie z rynkowymi oczekiwaniami nowym prezesem PZU został Michał Krupiński, wiceminister skarbu w rządzie PiS (w latach 2006–2007), zastępca dyrektora wykonawczego Banku Światowego (2008–2011) i dyrektor zarządzający BofA Merrill Lynch w Polsce (2011–2016).
Na tle pamiętnej nominacji Jaromira Netzla w 2006 r. (w czasach rządów PiS) kandydatura Krupińskiego wydaje się przemyślana i uzasadniona, co oznacza, że PiS – przynajmniej w tej spółce – nie zamierza powielać błędów sprzed lat. Krupiński jest osobą doświadczoną, ma rozległe kontakty i dobrze zna rynki Europy Środkowo-Wschodniej. Z drugiej strony – od lat jest dość mocno związany z PiS, a w kuluarach mówi się, że może mu być trudno wybić się na pełną niezależność w PZU.
Grupa ubezpieczeniowa od lat dysponuje sporą nadwyżką kapitałową, którą może przeznaczyć na przejęcia innych instytucji. Kwota tej nadwyżki, po zakupie pakietu akcji Alior Banku, wynosi ok. 11,6 mld zł. Środki stanowią łakomy kąsek dla polityków, którzy już przed wyborem „swojego” prezesa PZU wypowiadali się o sposobach ich wydania.
Minister skarbu Dawid Jackiewicz powiedział przed tygodniem, że grupa ubezpieczeniowa może w przyszłości zaangażować się w ratowanie sektora górniczego. To zdaniem inwestorów byłoby najgorszym z możliwych ruchów. Oceniają, że podobnie jak Małgorzata Zaleska, nowa prezes GPW, będzie musiała ostrzegać PiS przed negatywnymi skutkami ich decyzji na giełdę, tak Krupiński powinien dać Skarbowi Państwa do zrozumienia, że takie zaangażowanie nie ma sensu.
Tym bardziej że PZU zaangażował się już w kupowanie działających na polskim rynku banków.