Peter Schiff „przewidział” kryzys z 2008 r., ale trzeba zadać sobie pytanie o liczbę kryzysów, które przewidział, a które się nie wydarzyły. Zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje dobrą godzinę – mówi Philip E. Tetlock z Uniwersytetu Stanu Pensylwania, wyjaśniając, czym różni się wróżbita od eksperta.
Sebastian Stodolak: – Czy istnieją prognozy godne zaufania?
Philip E. Tetlock: – A czy można ufać prognozie pogody?
Chyba tak.
Oczywiście, że tak, ale nie do końca. To jest kwestia stopnia prawdopodobieństwa ziszczenia się danej prognozy. Prognozy pogodowe mają dużą sprawdzalność i relatywnie niewielki margines błędu.
Ale pogoda to osobliwa kwestia, zależy od – w dużej mierze – wyliczalnych czynników fizycznych. Ekonomia, albo geopolityka nie mają takiej natury.
Nie mają, dlatego progności w tych dziedzinach częściej się mylą.
Dużo wciska się nam w TV prognostycznego kitu?
Cóż, telewizja ma negatywny wpływ na jakość i trafność przewidywań. Od lat 80. prowadzę „turnieje prognozowania”, czyli zapisuję to, co eksperci sądzą na dane tematy, a potem konfrontuję ich przewidywania z tym, co faktycznie się dzieje. Proszę zgadnąć jak w tych badaniach wypadają sławni „eksperci” telewizyjni?
Słabo?
Słabo. Bardzo słabo. Przykład: ich odpowiedź na pytanie, kto będzie kolejnym prezydentem USA nie różni się w dużej mierze od odpowiedzi losowej.
To dlaczego się ich zaprasza i uznaje za ekspertów?
Jest kilka przyczyn. Z punktu widzenia mediów najważniejsza jest ta, że ekspert, który się waha, waży słowa, unika sądów twardych jest nieużyteczny, bo nieciekawy.