W bardzo trudnej sytuacji są m.in. najstarszy bank świata Monte dei Paschi di Siena, Intesa San Paolo i UniCredit. O kondycji tej ostatniej instytucji świadczy chociażby nocna wyprzedaż akcji polskiej spółki-córki. W poniedziałek po zamknięciu rynków UniCredit wystawił na sprzedaż jedną piątą ze swojego pakietu 50,1 proc. akcji banku Pekao SA po cenie dużo niższej od rynkowej – 126 zł za akcję. Walory rozeszły się na pniu, dzięki czemu we wtorek kurs giełdowy UniCredit wzrósł o ponad 10 proc.
Problemy włoskich banków zaczęły się już po globalnym kryzysie z lat 2008–2009. Dekoniunktura spowodowała, że coraz więcej firm i konsumentów przestało spłacać swoje kredyty, a niewydolny system sądowniczy znacząco spowolnił odzyskiwanie przez banki wierzytelności.
W rezultacie w I kwartale 2016 r. aż 18 proc. kredytów udzielonych przez włoskie banki nie była spłacana. Ich wartość osiągnęła astronomiczną sumę 360 mld euro – to jedna trzecia wszystkich problematycznych kredytów w całej strefie euro.
Każdy niespłacony kredyt pomniejsza kapitał własny banku – jeżeli spadnie on poniżej określonego progu, to instytucja staje się niewypłacalna i bez pomocy z zewnątrz musi ogłosić bankructwo. Dlatego włoskie banki, w tym UniCredit, tak gorączkowo poszukują kapitału sprzedając spółki-córki lub emitując akcje i obligacje.
Pozyskanie pieniędzy od inwestorów prywatnych jest jednak coraz trudniejsze, zwłaszcza po ogłoszeniu przez Wielką Brytanię chęci wyjścia z Unii. Dużo globalnych graczy wstrzymało swoje inwestycje w Europie, co podbiło rentowności obligacji krajów peryferyjnych strefy euro i uderzyło w ceny akcji na unijnych parkietach. W rezultacie emisja akcji czy obligacji staje się dla banku nieopłacalna, gdyż generuje wyłącznie straty dodatkowo pomniejszające kapitał.