Rynek

TK: reprywatyzacja w Warszawie może być ograniczana

Filip Bramorski / Flickr CC by 2.0
Najbardziej na uchyleniu ustawy przez Trybunał Konstytucyjny zależało Prawu i Sprawiedliwości.

Trybunał Konstytucyjny ogłosił wyrok w sprawie tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej uchwalonej jeszcze w wakacje poprzedniego roku przez parlament zdominowany przez koalicję PO-PSL.

Celem ustawy było ograniczenie reprywatyzacji gruntów położonych na terytorium Warszawy. Ich status prawny różni się bowiem znacząco od reszty kraju – grunty odzyskiwać łatwiej, więc większe też pole do nadużyć, wytykanych prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz przez krytyków z Janem Śpiewakiem ze stowarzyszenia „Miasto jest nasze” na czele.

Podstawowym aktem, który reguluje sytuację własnościową stołecznych nieruchomości, jest tzw. dekret Bieruta wydany w 1945 r. przez Krajową Radę Narodową – pozostał on w mocy do dziś. Na mocy dekretu państwo przejęło ok. 90 proc. nieruchomości na terenie przedwojennej Warszawy. Właściciele gruntów mogli jednak wystąpić do władz miasta z wnioskiem o tzw. własność czasową (obecnie użytkowanie wieczyste), jeżeli dawało się to pogodzić z ówczesnymi planami przestrzennymi.

W praktyce władze PRL często ignorowały przepisy dekretu, co po 1989 r. spowodowało, że z jego przepisów zaczęli masowo korzystać spadkobiercy osób, których dekret pozbawiał własności lub – częściej – tzw. skupywacze roszczeń. Zgodnie z obecnym prawem Warszawa ma obowiązek zwrotu nieruchomości następcom prawnym byłego właściciela, jeżeli ten wykaże, że decyzja władz PRL o braku podstaw do przyznania własności czasowej jest sprzeczna z dekretem Bieruta. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy nieruchomości objęte wnioskami zostały odkupione przez osoby trzecie – następcy prawni byłych właścicieli nieruchomości nie mogą wtedy „odzyskać” nieruchomości, a jedynie pozwać Warszawę o odszkodowanie.

W praktyce odzyskiwanie roszczeń stało się dochodowym biznesem, często prowadzonym w porozumieniu z działającymi na granicy prawa notariuszami, radcami prawnymi i adwokatami. Popularna jest choćby tzw. metoda na kuratora – zainteresowany „przejęciem” gruntów wnioskuje do sądu o ustanowienie kuratora dla osoby zaginionej podczas wojny i sprzedaje w jej imieniu roszczenia swoim nieformalnym wspólnikom (zaginiona osoba często niewątpliwie nie żyje, ale w niektórych nagłośnionych sprawach sądom zabrakło zdrowego rozsądku i empatii, żeby odmówić ustanowienia kuratora). Perspektywa milionowych zysków stwarza też bodźce korupcyjne. Zarzuty o konflikt interesów nie ominęły urzędników warszawskiego Biura Gospodarki Nieruchomościami – jej długoletni dyrektor Jakub Rudnicki miał skupować roszczenia w imieniu swojej rodziny (odszedł z ratusza w 2013 r.).

Skala problemu reprywatyzacyjnego jest znacząca i to zarówno dla budżetu (Warszawie przy wypłacie odszkodowań pomaga resort skarbu), jak i dla mieszkańców stolicy. W III RP Warszawa wypłaciła już następcom prawnym byłych właścicieli ponad miliard złotych odszkodowań i oddała „w naturze” kilka tysięcy nieruchomości, często przy prestiżowych adresach. Nowi właściciele nie mają z kolei oporów przed bezwzględnym „opróżnianiem” kamienic z lokatorów, którzy przed reprywatyzacją płacili czynsze miastu po regulowanych i zaniżonych stawkach.

W końcu, na fali krytyki i w obawie przed zbliżającymi się wyborami, koalicja PO-PSL postanowiła przynajmniej częściowo ograniczyć reprywatyzację. Najważniejszy przepis ustawy z czerwca 2015 r. daje miastu prawo odmowy przekazania nieruchomości następcom dawnych właścicieli, jeżeli jest ona obecnie wykorzystywana na cele publiczne (szkoły, przedszkola, zajezdnie autobusowe itp.). Pomimo pozytywnych opinii o nowym prawie, które stara się balansować interes publiczny i „sprawiedliwość dziejową”, Bronisław Komorowski skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, mi.in. pod wpływem nacisku stowarzyszenia „Dekretowiec”, reprezentującego osoby odzyskujące grunty.

Ustawa miała naruszać konstytucyjne prawo własności i dyskryminować osoby, których roszczenia obejmują grunty z budynkami użyteczności publicznej. Obrońcy ustawy mieli jednak także swoje argumenty prawne, na czele z przepisami konstytucji, które nakazują organom publicznym zapewniać obywatelom podstawowe socjalne prawa (m.in. do edukacji).

Najbardziej zaś na uchyleniu ustawy przez Trybunał Konstytucyjny zależało Prawu i Sprawiedliwości. Gdyby tak się stało, partia Jarosława Kaczyńskiego do Hanny Gronkiewicz-Waltz oskarżanej o tolerowanie korupcji w ratuszu oraz Bronisławowi Komorowskiemu, któremu zarzuca sprzyjanie interesom „czyścicieli” kamienic, dodałaby Trybunał – po raz kolejny utwierdzając swój elektorat w przekonaniu, że sędziowie reprezentują interesy oligarchicznych elit „okradających” społeczeństwo.

Fakt, że w sprawie reprywatyzacji mimowolnym sojusznikiem PiS są lewicowe ruchy miejskie, nie ma dla Nowogrodzkiej większego znaczenia – tym lepiej, bo pozwoli to rozwodnić poparcie dla liberalnego kandydata w wyborach na prezydenta Warszawy w 2018 r. Najgorsze jednak, że problemy z dekretem Bieruta rzeczywiście obrazują długoletnią znieczulicę elit III RP na interesy ubogich mieszkańców Warszawy. A działania Komorowskiego oraz niekorzystny dla ustawy wyrok na pewno nie pomogą obrońcom niezależności Trybunału przyciągnąć do swojego obozu warszawiaków nieczytających regularnie liberalnej prasy.

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną