Płace minimalne dla kierowców zagranicznych wprowadziły Niemcy, Norwegia, Francja, Włochy. Podobne wymogi przygotowują kolejne państwa. Komisja Europejska, zamiast walczyć z patologią niszczącą wspólny rynek usług, który jest jednym z filarów Unii, przyklasnęła tym pomysłom i wprowadza nowelizację dyrektywy z 1996 r. o pracownikach delegowanych. – To, co nam obiecywano podczas negocjacji akcesyjnych: że będziemy mogli korzystać z olbrzymiego rynku usług i że będziemy mogli usługi wykonywać na terenie każdego z państw na warunkach, jakie obowiązują w naszym kraju, okazało się fikcją – podkreśla Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.
Spór o duże pieniądze
Unijna komisarz ds. zatrudnienia i spraw społecznych Marianne Thyssen wskazuje co prawda, że propozycja musi przejść przez Parlament Europejski oraz Radę Europy, jednak jest mało prawdopodobne, że na tym etapie nastąpią jakiekolwiek zmiany. – W efekcie nasza silna pozycja przewozowa w Europie ulegnie osłabieniu, co może spowodować istotne zmiany organizacyjne w kraju – martwi się Marek Tarczyński, prezes Polskiej Izby Spedycji i Logistyki.
Thyssen przyznała, że transport samochodowy jest szczególnym sektorem działalności gospodarczej i delegowanie pracowników będzie regulowane przez odrębny akt prawny. Prace nad nim rozpoczną się na początku przyszłego roku – weźmie w nich udział również unijny komisarz ds. transportu Violeta Bulc – i potrwają cały 2017 r.
Unijna komisarz zastrzega, że nowe regulacje muszą być proporcjonalne i nie mogą nieść ze sobą nadmiernych obciążeń administracyjnych dla przedsiębiorców. Oni sami w to wątpią, bo – wskazują – tylko we Francji przedstawiciel prawny potrafi żądać od zagranicznego przedsiębiorcy 20 euro miesięcznie za każdego kierowcę.