LOT walczy o serca Polonii
„Narodowy” LOT wznawia połączenie z Krakowa do Chicago. To decyzja polityczna, a nie biznesowa
Na ogłoszone przez LOT połączenie z Krakowa do Chicago jest zapotrzebowanie raczej polityczne niż biznesowe, ale przewoźnik zapewnia, że trasa obroni się również w Excelu.
LOT poleci ponownie z Krakowa do Chicago od lipca 2017 r. To ulubiona trasa chicagowskiej Polonii i górali, którzy w Stanach mają rodziny. Rejsy będą obsługiwane raz w tygodniu, oczywiście Dreamlinerami.
„Dobra zmiana” w LOT
Polska linia oferowała już takie połączenie do października 2010 r. Zamknęła je, bo loty przynosiły spore straty. Okazało się, że Polonusi nie byli skłonni płacić za bilety wystarczająco dużo. Od sześciu lat z Jackowa do Krakowa lata się przez Warszawę albo – coraz częściej i mimo patriotycznego zacięcia Polonii – Lufthansą przez Frankfurt czy Monachium.
Teraz prezes Rafał Milczarski twierdzi, że czasy zmieniły się na tyle, że połączenie można przywrócić i będzie ono na siebie trwale zarabiać. „LOT intensywnie walczy o serca pasażerów, w szczególności o Polonię, która podróżuje LOT-em od zawsze” – mówi cytowany w komunikacie prasowym LOT-u Milczarski.
To nie pierwsze patetyczne uniesienie w komunikatach polskiego przewoźnika. Gdy na początku listopada LOT ogłaszał przejęcie 49 proc. udziałów estońskiej spółce Regional Jet i nawiązanie współpracy z lokalną linią narodową Nordica, w komunikacie mowa była m.in. o „dumnych narodach, które nie chcą tracić swojej tożsamości” (tzn. Estończykach, których narodowa linia zachowa własną markę).
Ale o ile przejęcie estońskiej spółki (za, jak nieoficjalnie wiadomo, raptem kilka tysięcy złotych) zostało uznane za ruch niespodziewany, ale sensowny, o tyle przywracanie lotów z Krakowa do Chicago jest już bardziej wątpliwe.
Że te loty wrócą, spodziewano się w zasadzie od dawna, a konkretnie od nastania dobrej zmiany w Locie w styczniu tego roku. Milczarski, sam kapitalista do szpiku kości, wywodzi się ze środowiska republikańskiego, bliskiego PiS. A przedstawiciele obozu władzy, jeszcze w opozycji, krytykowali „warszawocentryzm” LOT-u.
Milczarski zawsze podkreślał, że jego decyzje mają mieć sens biznesowy, a nie polityczny. Jednak w przypadku lotów z Krakowa do Chicago powątpiewają w to nawet pracownicy LOT-u uczestniczący w analizach siatki połączeń.
– Głównym problemem tej trasy jest to, że latają na niej pasażerowie tzw. VFR (visiting friends and relatives). To klienci niskomarżowi, szukający tanich biletów. Dlatego yieldy, czyli przychód jednostkowy na pasażera, na tej trasie są zbyt niskie – tłumaczy anonimowo jeden z pracowników przewoźnika.
Jednak LOT twierdzi, że sytuacja już się zmieniła.
– W wyniku zmian gospodarcza w Polsce oraz sytuacji Polonii w Stanach coraz więcej z tych pasażerów jest gotowych płacić więcej za bilety. Coraz częściej latają oni też w klasie biznes – przekonuje Adrian Kubicki, dyrektor ds. komunikacji LOT-u.
Na korzyść LOT-u ma też przemawiać rozkład rejsów z tylko jednym połączeniem tygodniowo. Pozornie to fatalny harmonogram, bo zniechęca pasażerów biznesowych. Z drugiej jednak strony pasażerowie VFR są zwykle gotowi dopasować swój plan podróży do oferty linii. Wielu Polonusów i Polaków woli lot bezpośredni, z polską załogą i polskim samolotem – LOT liczy, że w tygodniu zbierze się ich wystarczająco dużo, by zapełnić jednego Dreamlinera nawet przy wyższych cenach biletów.
Wśród naszych rozmówców w linii przeważa sceptycyzm, chociaż zgadzają się oni, że od 2010 r. wiele się zmieniło.
Czy Dreamliner LOT wystartuje z Krakowa?
Ale niskie ceny biletów to niejedyny problem połączenia. W 2010 r. LOT miał dosłownie pod górkę, bo lotnisko w Krakowie ma zbyt krótki pas startowy. Ma on nieco ponad 2,5 km, niby wystarczająco do startów maszyn transatlantyckich. Ale z uwagi na ukształtowanie terenu i konieczność szybkiego wznoszenia po starcie w praktyce samoloty często startowały z ograniczoną ilością paliwa i ładunków cargo. Potem były dotankowywane w Gdańsku, skąd kontynuowały lot do Chicago.
– Lotnisko w Krakowie dokonało niwelacji wzniesienia na osi pasa startowego i wycinki drzew, co ułatwia start Dreamlinerow. Z naszych wyliczeń wynika, że praktycznie zawsze będziemy w stanie zabrać wszystkich pasażerów i odpowiednio dużo paliwa – zapewnia Kubicki.
Rozwiązanie jest jednak prowizoryczne, co anonimowo przyznają osoby związane z lotniskiem w Krakowie. Port przymierza się do budowy nowej, dłuższej drogi startowej. Dopiero wtedy Dreamlinery będą mogły naprawdę swobodnie latać do i z Krakowa. Ale nowy pas, o długości 2800 metrów i nieco innym kierunku, omijającym nieszczęsną „górkę”, nie będzie gotowy przed 2021 r.
Problemu świadomy jest zresztą Radosław Włoszek, prezes lotniska w Krakowie, oświęcimski radny PiS i były asystent ówczesnej posłanki Beaty Szydło. – Jestem realistą i wiem, że głównym celem inwestycyjnym jest budowa nowego pasa startowego, który umożliwi rozbudowę siatki połączeń – przyznaje.
Na razie jednak okazało się, że narodowy LOT jest skłonny zaryzykować i bez nowego pasa startowego. Na korzyść nowego połączenia ma przemawiać wciąż rosnąca liczba pasażerów między Krakowem a Chicago, podróżujących z przesiadką.
Nasi rozmówcy w Locie zgadzają się, że tych pasażerów jest bardzo dużo. Nikt nie wątpi, że samoloty da się łatwo zapełnić. Pytanie tylko, w jakiej cenie biletów – pyta nasz rozmówca w Locie.
Zapotrzebowanie polityczne na tę trasę nie ulega wątpliwości, jak spisze się biznesowo – na razie trudno przewidzieć.
Nie da się jednak uciec przed wnioskiem, że język informacji prasowych i niektóre decyzje LOT-u dryfują w stronę ideologii. Na razie przewoźnik niewiele ryzykuje; jedno połączenie tygodniowo do Chicago, nawet jeśli byłoby deficytowe, nie przyniesie wielkich strat. Ale to może być niebezpieczny precedens, bo historia wyraźnie pokazała, że akurat do lotnictwa politycy nie powinni się mieszać.