Wicepremier Morawiecki dostał to, o co się prosił. Jego „doceńmy ciężką pracę polityków” ma wielkie szanse, by wejść do politycznego słownika III RP. I usadowić się w nim tuż obok słynnego „trzeba było się ubezpieczyć”, którym premier Cimoszewicz „pocieszał” powodzian. Albo „zmień pracę, weź kredyt” prezydenta Komorowskiego.
W Polsce politycy zarabiają stosunkowo niewiele
Obiektywnie rzecz biorąc, wicepremier Morawiecki nie powiedział niczego nowego. To fakt, że politycy w Polsce zarabiają stosunkowo niewiele. Przynajmniej na tle parlamentarzystów z innych krajów unijnych. A kwota wolna na diety poselskie sięgająca 30 tys. złotych rocznie jest jednym z bonusów przy pomocy, których ustawodawca ponosił po cichu atrakcyjność profesji polityka.
Ale na tej samej zasadzie swoich wpadek mogliby bronić zarówno Cimoszewicz (no bo przecież warto się ubezpieczać), jak i Komorowski (pewnie do dziś myśli, że apelował do mieszczańskich cnót pracowitości i zapobiegliwości). Opinia publiczna bezlitośnie ich jednak wyszydziła. I miała rację. Bo zawsze liczy się kontekst, w którym pada wypowiedź wpływowego polityka.
Z tego właśnie powodu nie poucza się ofiar klęski żywiołowej na miarę stulecia w dniu, gdy stracili dorobek życia, ani nie wymądrza się na temat pracowitości w sytuacji, gdy reprezentujemy partię, która przez osiem lat nie potrafiła sobie poradzić z tegoż rynku uśmieciowieniem.
Nawet zwolennicy PiS krytykują kwotę wolną
Podobnie jest dziś z Morawieckim, który odpierał zarzut o utrzymanie podatkowych przywilejów parlamentarzystów w sposób wyjątkowo nieudolny. Wicepremier musiał przecież wiedzieć, że pomysł na taki akurat kształt reformy kwoty wolnej zostanie poddany ostrej krytyce przez antyfiskalnie nastawioną części opinii publicznej.