Skoro budżet można uchwalić byle jak, to konstytucję też. Więc po co nam Sejm?
Opozycja się poddała, ustawa budżetowa, bez żadnych poprawek Senatu, została przesłana do prezydenta i czeka na jego podpis. To nie znaczy wcale, że problem został rozwiązany i wszystko wraca do normy. Ostry kryzys przechodzi w proces gnicia państwa.
Prawo i Sprawiedliwość nie ustąpiło. Nie zgodziło się na powtórne głosowanie ustawy budżetowej, choć nie było obawy, że zabraknie mu głosów. Nie, bo nie, i co im kto zrobi? Przecież wygrali wybory, więc – ich zdaniem – mogą robić, co chcą, nie licząc się z ograniczeniami prawa.
Jakie będą konsekwencje tak uchwalonego budżetu?
Wszystko więc wskazuje na to, że będziemy mieć budżet, którego prawomocność może zostać zakwestionowana. Nie wiemy natomiast, czy, kiedy ani przez kogo. Właśnie dlatego by uniknąć wszelkich wątpliwości co do legalności ustawy, lepiej byłoby, gdyby głosowanie powtórzyć i przeprowadzić je zgodnie z prawem. Lepiej dla państwa i jego obywateli.
Wbrew temu, co głoszą politycy PiS, niczyje interesy w takim przypadku nie byłyby zagrożone. Ani beneficjentów programu 500+, ani emerytów czy biorców wszelkiego rodzaju zasiłków. Do czasu zgodnego z prawem uchwalenia budżetu obowiązywałoby bowiem tzw. prowizorium budżetowe. Państwo publiczne pieniądze wydawałoby zgodnie z założeniami przedstawionymi w projekcie.
Przy obecnym rozwiązaniu zaś nic nie jest pewne. Czy nadal do Polski będą napływać fundusze unijne, czy też może Komisja Europejska nabrać wątpliwości co do możliwości sfinansowania przez polskich beneficjentów tzw.