W ubiegłym roku polska gospodarka jednak zwolniła, a osławione uszczelnianie podatków, które miało sfinansować wyborcze obietnice Prawa i Sprawiedliwości, okazało się fikcją. Zapowiedzi były zupełnie inne. Z nadmuchanego balonu z sykiem zeszło powietrze. Tym samym Mateusz Morawiecki zaliczył właśnie dwie duże wpadki.
Wicepremier zawodzi nadzieje i – jednocześnie – niemądrze się z tego tłumaczy. O jego pierwszej wpadce poinformował niedawno GUS. W 2016 r. gospodarka rozwijała się wolniej niż założono w ustawie budżetowej. Zamiast 3,8 proc. wzrostu produktu krajowego brutto mamy zaledwie 2,8 proc. Rok wcześniej, za co odpowiadał rząd PO-PSL, wzrost był o wiele szybszy, wynosił 3,9 proc. Wyborcy, a zwłaszcza przedsiębiorcy, widzą, że rządy Prawa i Sprawiedliwości gospodarce nie służą. Za rozwój gospodarki Polski od kilkunastu miesięcy odpowiada Mateusz Morawiecki, więc porażki nie ma na kogo zwalić. Ale wicepremier próbuje i pogrąża się jeszcze bardziej.
Nie jest w stanie udowodnić, że nie jest tak źle, jak podaje GUS, więc przekonuje, że za PO-PSL nie było tak dobrze, jak wynika ze statystyk. Wicepremier wzbudził spore zdziwienie wśród ekonomistów, kiedy publicznie ogłosił, że PKB za rządów koalicji PO-PSL był niższy, niż podaje GUS. Do takiej konkluzji Morawiecki doszedł, analizując przepływy finansowe przy aferach z VAT. Skoro budżet traci na nich rocznie około 40, a może nawet 50 mld zł, to o tyle najpewniej mniejszy był nasz PKB. Przykro było słuchać wypowiedzi ekonomistów, z których wynikało, że wicepremier od gospodarki nie wie, jak się liczy PKB.
Drugą wpadkę Mateusz Morawiecki zaliczył jako minister finansów. Jest ona jeszcze większego kalibru.