Są tacy ekonomiści, którzy dyskutują o wzroście, i tacy, którzy dyskutują o zacofaniu. Te dwie grupy właściwie nie stykają się ze sobą. Nie czytają i nie cytują wzajemnie swoich prac, nie uwzględniają wzajemnie swego istnienia w omówieniach literatury, uczestniczą w odrębnych konferencjach. Zróbmy więc krótki przegląd teorii dotyczących wzrostu i zacofania gospodarczego.
Jeśli chodzi o badania nad wzrostem, w pierwszych dekadach powojennych najpopularniejszy był, wywiedziony z tradycji keynesowskiej, model Harroda-Domara. Kładł on nacisk na akumulację kapitału i stopę oszczędności jako warunki niezbędne dla zainicjowania szybkiego wzrostu. W latach 60. XX w. pojawił się nowy model wywodzący się z tradycji ekonomii klasycznej. Jego autorem był Robert Solow, który położył nacisk na rolę postępu technicznego. To transfer technologii powinien prowadzić do wyrównywania poziomów rozwoju. W tym duchu sformułowana została hipoteza konwergencji Roberta Barro. Opierała się na założeniu, że biedniejsze kraje rozwijają się szybciej niż bogatsze, zatem z czasem różnice między nimi będą malały. Barro poczynił jednak zastrzeżenie, że efekt ten może być zniwelowany przez nieodpowiedzialną politykę gospodarczą.
U schyłku lat 80. pojawił się trzeci model – Paula Romera, kładący nacisk na szeroko pojęty kapitał, w tym kapitał ludzki, i rolę wiedzy. Wiedza powstająca na drodze kumulacji doświadczeń nie może być (odwrotnie niż w koncepcji Solowa) łatwo „importowana”. Model ten wyjaśnia bardziej trwały, niżby to wynikało z przemyśleń Solowa, charakter różnic w poziomie rozwoju poszczególnych krajów. Rozważania nad wzrostem stanowią żywotny nurt współczesnej ekonomii, o istotnych implikacjach praktycznych, np. w sprawie ochrony praw autorskich i swobodnego dostępu do innowacji.