Nawodne domy pojawiły się w różnych miastach. Są miejsca, gdzie można je obejrzeć i wypróbować. To nie są wysłużone barki, zaadaptowane, jak kto umiał, ale całkiem nowe konstrukcje, całoroczne, często komfortowe domy, budowane w nowych technologiach. Jeden z nich od czterech lat cumuje przy moście Grunwaldzkim we Wrocławiu, z dumnym szyldem „Pierwszy w Polsce dom na wodzie”.
Należy do Kamila Zaremby, czterdziestoparolatka, technika budownictwa, który skończył także szkołę fotografii. Para się reklamą oraz, w ramach rodzinnej firmy, remontami zabytkowych obiektów drewnianych. Pomysł, by zamieszkać na wodzie, zakiełkował w jego głowie w 2005 r. Pragnął wyrwać się z bloku, nie chciał brać kredytu na budowę. A tata zawsze mu powtarzał: jak nie wiesz, co zrobić, to zrób inaczej. W domu na wodzie zobaczył szansę zamieszkania w atrakcyjnym miejscu bez wydawania pieniędzy na działkę.
O domu Zaremby wielu mówi „willa”, bo to 200 m kw. – pięć pokoi, kuchnia, toaleta, pomieszczenia gospodarcze. Do tego 200 m dachu jako taras. Dom, jak powiada właściciel, ma dużo bajerów. Jest ogrzewany za pomocą pompy cieplnej, która korzysta z ciepła wody w rzece. Latem ta sama instalacja zapewnia chłodzenie. Energia do zasilania pompy, jak w tradycyjnym domu, jest pobierana z lądu. Woda również. Ścieki są odprowadzane do miejskiej kanalizacji. Koszty – ok. 100 zł miesięcznie za wodę, 400 zł za prąd.
Szkielet domu osadzony został na betonowym pływaku wypełnionym specjalnym styropianem. Podobno gwarantuje to niezatapialność, odporność na sytuacje powodziowe. Dom się nie buja i jest ciepły. Ściany wykonano z paneli składających się ze stalowego korpusu zatopionego w specjalnym twardym styropianie. Początkowo Kamilowi Zarembie marzyła się konstrukcja dwupiętrowa, ale byłby kłopot z transportem ze stoczni do miejsca cumowania.