Najnowszy pomysł na niedzielny handel tak naprawdę nikogo nie zadowoli. Ani właścicieli sklepów, ani związkowców, ani klientów, którzy teraz będą musieli sprawdzać, kiedy i gdzie można w niedzielę zrobić zakupy.
Jednak dla PiS jest salomonowym wyjściem, dzięki któremu zarówno przeciwnikom, jak i zwolennikom zakazu będzie mogło coś zaoferować. Tym pierwszym powie, że to test i być może, jeśli niezadowolenie społeczne będzie duże, rząd się z niego wycofa. Zaś tym drugim wyjaśni, że to… test i jeśli przejdzie w miarę bezboleśnie, to zakaz zostanie rozszerzony na wszystkie niedziele.
Na razie nie wiemy, co oznacza „co druga niedziela”
Jedna opcja to zamknięcie wszystkich sklepów właśnie w co drugą niedzielę. Takie rozwiązanie spowoduje, że klienci będą musieli pamiętać, która niedziela jest handlowa, a która już nie. Związkowcy mogą zaś na to przystać, bo będą liczyć, że z co drugiej niedzieli szybko zrobi się każda. Społeczeństwo zacznie się bowiem stopniowo odzwyczajać od zakupów w niedzielę. Po co bowiem iść do sklepu, skoro może akurat dzisiaj wszystkie są zamknięte?
Opcja druga, dużo przyjaźniejsza dla konsumentów, to zamykanie poszczególnych sklepów w co drugą niedzielę. Mamy ich nawet w mniejszych miastach tak wiele, że jeśli nie jeden, to drugi będzie w niedzielę otwarty. Tyle że wówczas zakaz rozmyje się, a dodatkowo istnieje ryzyko, że sieci zaczną przerzucać pracowników w niedziele ze sklepów zamkniętych do otwartych.